– Wydaje się, że tak naprawdę nie ma się czego wstydzić, że to był epizod, coś, czemu wiele osób ulegało i niestety, czasami ówczesny system wymuszał takie zachowania. A zdaje się, że w tym przypadku w ogóle nie było żadnego donoszenia. To oczywiście coś, co ciąży do końca życia. Natomiast jeśli zadamy sobie pytanie, jak zachowałby się każdy z nas w tej sytuacji, to nie sądzę, żebyśmy wszyscy mieli w sobie takie pokłady bohaterstwa - że stojąc przed groźbą utraty pracy, czy groźbą więzienia - bylibyśmy w stanie oprzeć się czemuś, wydawałoby się tak niewinnemu, jak podpisanie jakiegoś oświadczenia – tłumaczy politolog.
Zdaniem Błażeja Chorosia większe kłopoty ma obecnie Janusz Sanocki, kandydat PiS do Senatu, który w wywiadach prasowych i telewizyjnych miał chwalić reżim Aleksandra Łukaszenki, prezydenta Białorusi. – Ktoś, kto ma taką piękną kartę opozycyjną, walczył z tym systemem, a teraz przywołuje - w pewnym fragmencie być może - jako wzór do naśladowania kogoś, kto symbolizuje to, ż czym ta osoba walczyła - to wysyła bardzo niejasny przekaz i zmniejsza wiarygodność – mówi Choroś.
Odnosząc się do debat, politolog z Uniwersytetu Opolskiego stwierdził, że wartość takowych jest jednak merytorycznie mocno ograniczona. Przełożenie tego jak kto wypadł w debacie, do tego jak kto będzie rządził jest bardzo wątłe - stwierdził. Jego zdaniem dzisiejsze debaty pokazują przede wszystkim to kto lepiej umie się zaprezentować, lepiej dobrać krawat, zbić argumenty przeciwnika, błysnąć ciętą ripostą.
Posłuchaj informacji:
Krzysztof Rapp (oprac. Wanda Kownacka)