O ile można jakoś tam zrozumieć monopol państwowy na handel gorzałą czy papierochami, bo to dziedziny dochodowe, o tyle nie do pojęcia jest zazdrość państwa tam, gdzie ono sobie zupełnie nie radzi.
Choćby się medialne lemingi nie wiem jak napinały w swej prorządowej propagandzie, z budową dróg w Polsce jak jest – wiadomo. Jest kiepsko. One są ciągle w budowie, w kawałkach, w dziurach, w zastawkach lub tylko... w planach.
Dlatego państwo powinno chuchać i dmuchać na każdego, kto za swoje pieniądze stara się mu pomagać w zbożnym dziele poprawy infrastruktury drogowej w kraju. Choćby na najkrótszych odcinkach, choćby na podrzędnych drogach. Tymczasem...
Tymczasem państwo polskie w postaci opolskiego nadzoru budowlanego ukarało pewne małżeństwo, które wysypało żwirem i ceglanym tłuczniem drogę do swej działki budowlanej. Nie za dużo: ot, trzydzieści metrów długości i pięć szerokości. Wcześniej ich samochód tonął w błocie, nadwerężał resory.
Oczywiście, żeby sypnąć tym tłuczniem małżeństwo nie występowało o żadne pozwolenia, niczego nie uzgadniało, nie sporządzało jakiejkolwiek dokumentacji. Słowem, nie ma na nią żadnego papieru, a państwo, wiadomo, bez papierów funkcjonować nie może. Kazało więc, ustami nadzorców budowlanych, drogę rozebrać. Co oznacza taka rozbiórka? Że twórcy drogi (co mówię, robiąc palcami w powietrzu cudzysłów) muszą teraz wydłubać z błota gruz oraz żwir i wywieźć go na wysypisko, zaś samej drodze przywrócić status bagniska. I czekać cierpliwie, aż ich teren zostanie ujęty w jakimś tam wyznaczonym za lat trzydzieści planie zagospodarowania. Aha, i czeka ich jeszcze sprawa sądowa, bo polskie sądy naprawdę nie mają nic innego na głowie niż rozstrzygać, czy ktoś popełnił przestępstwo walcząc z błotem.
Właściciel posesji ma teraz dwa wyjścia: albo się procesować do... ubłoconej śmierci, albo zapisać szybko do którejś z rządzących w regionie partii, a potem zrobić w niej błyskotliwą karierę: wtedy asfaltowy dywanik pociągną mu przed samą furtkę.
Choć trzeba przyznać, że państwo polskie i tak zachowało w tej sprawie dużą wstrzemięźliwość. Bezczelnie byłoby wtedy, gdyby państwo poczekało aż mieszkańcy na swój koszt wyremontują i utwardzą drogę do końca, a potem gdyby przy tej drodze postawiło ze dwa fotoradary.