Otóż chciałbym wygłosić felieton pochwalny na cześć pań ze wsi Kocudza, które ułożyły piosenkę „Koko Euro Spoko”, będącą naszym hymnem na zbliżające się mistrzostwa w piłce kopanej. Każdy pewnie już usłyszał, przetrawił i skomentował, niestety, nie zawsze sympatycznie, a szkoda, bo zawdzięczamy jej kilka rzeczy. Spróbuję je uporządkować:
Po pierwsze, ta wiejska nieskomplikowana przyśpiewka pozwala nabrać nam stosownego dystansu do całego tego rozdmuchanego ponad miarę Euro 2012. Jej prostota, by nie rzec: prostactwo, jej banał, jej miałkość intelektualna i artystyczna, pozwala mi na spuszczenie powietrza z klaty. Klaty wypiętej z narodowej dumy i gotowej na przyjmowanie ciężkich futbolowych i okołofutbolowych wyzwań. A w przypadku wielu decydentów – na przyjmowanie ciężkiej kasy, na ogół niezasłużonej. Tymczasem Euro to impreza ludyczna,, zabawa, luz i spontan, festynowe bieganie po trawie, inna rzecz, że po trawie tak absurdalnie kosztownej, że kwota ta wbić może ... w trawę.
Po drugie, zespół „Jarzębiny” zadał cios tym wszystkim muzyczno-artystycznym medialnym formatom, które ociosują nasze gusty do wymiarów ustalonych w wytwórniach, studiach telewizyjnych i gabinetach „zawodowych macherów od mas”, żeby posłużyć się słynnym tekstem Lady Pank. Formatom ustalanym według nieomal aptekarskich recept.
Tymczasem sukces „Jarzębin” to kariera żywiołowa i w iście amerykańskim stylu: oto babuszki z prowincji staję się nagle sławne. To krzepi, i to daje nadzieję innym: na sławę, na spełnienie, na pieniądze.
No i po trzecie: wiek tych kobiet. Jak gdzieś ktoś słusznie napisał, bez dotacji, bez pomocy, bez konsultacji - dokonały one swym sukcesem rzeczy, jakiej nie dokonały tysiące rządowych urzędników od programów typu „Pięćdziesiąt Plus”, mających aktywizować twórczo i zawodowo ludzi starszych.
Jarzębiny są SPOKO.