Pracy magisterskiej? A może doktoratu? To teraz można sobie ich wybierać za pośrednictwem ogłoszenia? Tak bardzo by się zmienił nasz system kształcenia wyższego? Ja wiem, że magisterki pisze się dziś rękami wyszukanego poprzez ogłoszenie murzyna, ale żeby w ten sposób załatwiać sobie również tych magisterek promotora?
Na wszelki wypadek zajrzałem do Słownika Języka Polskiego pod redakcją naukową prof. dr Mieczysława Szymczaka. Jest ten trzytomowy słownik ozdobą mojej biblioteczki od roku 1988, chyba się przez ten krótki czas aż tak bardzo polszczyzna nie zmieniła.
Czytam. Promotor to:
„Profesor lub docent kierujący pracą doktoranta i kierujący go na doktora”
Albo drugie znaczenie:
„Promotor to substancja, która nie jest katalizatorem, ale dodana do katalizatora zwiększa jego aktywność i selektywność w stosunku do danej reakcji”
Albo trzecie znaczenie:
„Promotor to projektodawca, inicjator. Na przykład promotor festiwali muzycznych.”
Zaintrygowany, zadzwoniłem pod wskazany w ogłoszeniu numer i czego się dowiedziałem? Że mogę sobie swój słownik spalić w kominku, bo promotor to dziś
osoba promująca towar w supermarkecie. Jeśli chcę nim zostać, to dobrze, abym miał piersi, maksimum 22 lata i długie nogi, które na dodatek wytrzymają na obcasach dziesięć godzin. Płatne sześć złotych za godzinę. Będę częstować klientów mikroskopijnymi kanapkami z salcesonem ozorkowym. Dopuszczalne pojadanie w pracy. To jak, biorę tę robotę?
Odpowiedziałem, że się zastanowię, bo na razie jestem media workerem, więc muszę napisać felieton do radia – w tym przypadku o tym, jak współczesny marketing i sztuczki wymyślane przez cwaniaków z public relations (Lady Punk śpiewała kiedyś o macherach od losu i mas) – ogłupiają społeczeństwo i zakłamują polszczyznę.
Ten, który szukał promotora, spytał: A co to takiego „media worker”? Odpowiedziałem, że to nowa nazwa dziennikarza, wymyślona niedawno przez koncerny medialne, głównie po to, aby móc media workerom płacić mniej niż dziennikarzom.
To się świetnie składa – ucieszył się mój rozmówca – Jak panu zabraknie do pierwszego, to u mnie zawsze może pan dorobić jako promotor. Ewentualnie jako konserwator powierzchni wielkopłaszczyznowych.
- A co to za nowy zawód? - zapytałem.
- Dawniej sprzątaczka - odparł.
Posłuchaj felietonu: