Ciąży mi ten wstyd niczym przemoczony do ostatniej nitki płaszcz. Kto wie, może zadam sobie pokutę: tydzień chodzenia w stringach?
Te winę i ten wstyd wypomniał mi sam zastępca potężnej Gazety Wyborczej, który w mocno eksponowanym tekście „Wstyd, obywatele” naużalał się nad tym, że tak mało osób wzięło udział w tym pochodzie zwanym Paradą Równości. W taki Tel Aviwie maszerowało karnie sto tysięcy gejów, lesbijek i ich sympatyków, a w Warszawie – zaledwie garstka. Aż się Pacewicz bał liczyć, tak mało ich było.
Więc dawaj, wypominać ten brak obecności – organizacjom pozarządowym celebrytom, kolegom z pracy w końcu. Obywatelom i rzecz jasna, władzy. Że nie wzięła udziału. Że nie poparła. Że razem z gejami nie kręciła pupkami i nie uczestniczyła w pochodzie. Bo przecież w innych miastach Europy – władza chce i potrafi jednoczyć się w sposób homoaktywny.
Zrzędził tak niczym stary zakładowy działacz PZPR wskazujący w delikatnym donosie tych, którzy nie poszli na organizowany przez fabrykę pochód 1 majowy.
Proszę zwrócić uwagę na jedno. Maszerującym nie stała się żadna krzywda. Nikt ich nie atakował, nie dokuczał im, nie zakłócił ich marszu, a sam pochód dostał urzędową aprobatę władz. Można by powiedzieć – pełna tolerancja. O którą przecież tym środowiskom chodzi. Ale nie...
Okazuje się jednak, że dziś dla aktywistów homo tolerancja to już za mało. Oni się domagają entuzjazmu. Aplauzu. Zachwytu. Specjalnego traktowania. A jak tego nie dostają, wzniecają medialny tumult, czego dąsy Pacewicza najlepszym dowodem.
Kiedy nadejdą czasy, gdy za nieobecność na gej paradzie obywatelom będą wymierzane kary?
Posłuchaj felietonu: