Może zaczytuje się kryminałami skandynawskimi, tak szalenie modnymi ostatnio w Polsce? Podobno nie ma już – od Spitzberegnu po Bornhlom – ani jednego grafomana o skandynawsko brzmiącym nazwisku, z którym polskie wydawnictwa nie podpisałyby kontraktu na jakąś ociekającą krwią powieść.
Wspomniany Ryszard Kalisz przewodniczył komisji w sprawie śmierci Barbary Blidy, a komisja ta sporządziła wreszcie raport końcowy. Oczywiście, jak w przypadku poprzednich komisji, i ta Kaliszowa, do żadnych konkretnych ustaleń nie doszła. Wszystko tapla się w sosie domysłów, pomówień i politycznych interpretacji. Co jednak przystoi autorom kryminałów, zwłaszcza skandynawskich, nie uchodzi posłom odpowiedzialnym za dochodzenie do prawdy.
Oto dokument stwierdza, że Barbara Blida nie chciała popełnić samobójstwa. Bała się jednak upokorzenia, jakim byłoby sfilmowanie i spektakl w mediach. Dlatego chciała się postrzelić, by zabrano ją do szpitala...”.
Absurdalność tej teorii zwala z nóg, więc resztę felietonu wygłoszę, leżąc na podłodze. Chciała się postrzelić, by zabrano ją do szpitala? Po pierwsze: a skąd Kalisz i komisyjna ferajna to wiedzą? Od magika, który potrafi rozmawiać z duchami? Karty im to powiedziały? Wróżka z fusów?
Po drugie: skąd pewność, że Blida miała charakterność więźnia dokonującego samookaleczeń? Że była tak samo chytra i przebiegła jak ci wszyscy skazańcy połykający kotwiczki czy chlastający się żyletą. Zaiste paradne to rozumowanie.
Po trzecie: czy postrzelona przez siebie samą, Barbara Blida uniknęłaby spektaklu w mediach? Wątpliwe. Byłby ten spektakl nie mniejszy niż w przypadku wyprowadzenia w kajdankach, na dodatek jeszcze mocniej by ją to obciążyło, bo taki strzał do samej siebie byłby w końcu i tak odebrany jako próba uniknięcia odpowiedzialności za aferę.
Tak czy tak Kalisz nie trafił nawet kulą w płot. Można powiedzieć, że trafił sobie sam w stopę, ale on przecież nie zdołałby tego dokonać z uwagi na monstrualne brzuszysko.
Posłuchaj felietonu: