Już dopadałem kursorem krzyżyk na reklamie, żeby ją skasować, a ona mi hyc!, na górę strony... A potem w bok, i na dół... A ja za nią...
W końcu... postanowiłem w tego totka zagrać. Ot, najtańszy, najprostszy zakład.
Lecz gdy z ostatnim dniem czerwca te felietony znikną z anteny, bo znikną, proszę nie wyciągać z tego wniosku, że ja wygrałem miliony i teraz to mi wszystko LOTTO... Nie, ja po prostu będę na wakacjach. Oddaję mózg do regeneracji.
Zaś co do samego hazardu, to jak przeczytałem w mądrym i wiarygodnym piśmie, Polacy wydadzą w tym roku na hazard ponad 20 miliardów złotych. Ta suma rośnie z roku na rok, mimo wysiłków naszego rządu, walczącego z hazardem, choć jak mówią złośliwi, do których się zaliczam, walczącego bardziej z negatywnymi dla siebie marketingowo skutkami afery hazardowej.
Warto pochylić się nad tymi dwudziestoma miliardami, bo dużo ta kwota o nas mówi. Ktoś powie, że trwonienie takiej forsy na hazard jest przejawem naiwności. Wiarą w łatwy zarobek. Frajerstwem wręcz...
A ja powiem, że tyle kosztują marzenia Polaków: 20 miliardów złotych. Marzenia o lepszym życiu. O przestronnym domu, bezpiecznych samochodach dla siebie i rodziny, o podróżach, palmach, wodospadach, o frykasach na talerzu. I żeby móc wreszcie powiedzieć swojemu pracodawcy: a mi to lotto!
Co jeszcze ta kwota 20 miliardów potwierdza? Powiem teraz coś niemodnego.
Otóż ona potwierdza naszą polską zamożność. Tak, tak, proszę się nie krzywić! Te miliardy świadczą o naszej rosnącej zamożności. Przecież społeczeństwo, któremu brakuje pieniędzy na chleb i kiełbasę, nie wydawałoby ich na kupony lotka.
Kto wie zatem, czy obok tradycyjnych mierników zamożności społecznej, takich jak PKB, nie należałoby wprowadzić kolejnego: wydatków na hazard liczonych na głowę obywatela.
No to ja się żegnam, bo zaraz otwierają kolektury.
Posłuchaj felietonu: