Poproszony o skomentowanie zaskakującej decyzji Leszka Millera, stwierdził;
- Cóż ja mogę panom odpowiedzieć? Wiedziałem, że jak do programu przyjdę, to znajdę się w mocno niezręcznej sytuacji, bo będę musiał oceniać decyzje partyjnej centrali. Jak zresztą przeczytałem w Gazecie Wyborczej, sama Małgorzata tracz nie jestem zachwycona i mówi, że na pierwszym miejscu listy powinni być lokalni liderzy.
O jakich liderach mogłaby być mowa? Woźniak mówi, że ma rekomendację Zarządu Wojewódzkiego SLD, by otwierać listę, co w obecnych realiach mogłoby oznaczać, że trafi na drugie miejsce. Jak twierdzi, ostateczna lista powinna być znana do końca tygodnia.
- Chcę pokazać, że nie miejsce na liście jest najważniejsze. Można wygrać, startując z ró znych pozycji - przekonuje.
W trzech ostatnich wyborach listę lewicy otwierał Tomasz Garbowski. Czemu nie jest tak tym razem? Woźniak nie wyklucza, że może to być skutek kompromitacji w wyborach samorządowych, w których Garbowski nie mógł wziąć udziału z powodu braku podpisów (przypomnijmy, że część podpisów została skserowana, co było przedmiotem prokuratorskiego śledztwa). Gdy przypomnieliśmy, że SLD słabo wypadł także w wyborach wojewódzkich, Woźniak zasugerował, że i to mogło być skutkiem opolskiej wpadki.
- Jeśli w środku kampanii głośno jest o fałszowaniu podpisów, to na pewno nie służy to naszym kandydatom - stwierdził. - Jestem przekonany, że gdyby nie ta sprawa, to radnymi zostaliby i Andrzej Namysło, i Kryspin Nowak.
Posłuchajcie: