Sebastian Koćwin z OPZZ stwierdził, że ustawa budzi w nim mieszane uczucia, a jego centrala była za tym, żeby nie zakazywać handlu w niedziele, ale pracownikom płacić 2,5-krotność normalnej stawki. Dodał także, że upadek małych sklepów o tyle go nie martwi, że płace w nich były znacznie niższe niż w supermarketach.
Ustawy bronił Piotr Pancześnik z Kongregacji Przemysłowo-Handlowej, który zauważył, że nieco wyrównuje ona szanse rodzimego handu i zachodnich sieci dysponujących ogromnym kapitałem. Zauważył także, że brak handlu w niedziele jest pewnym powrotem do normalności - i dla pracowników, i dla konsumentów, którzy mogą wyprawę do sklepu zamienić na dzień spędzony z rodziną.
Nie zgodził się z tym Grzegorz Kuliś z BCC, który zauważył, że dla niego (rocznik 1981) normalnością są sklepy czynne przez cały weekend. Wskazał też na to, że takie ograniczenia prawne ograniczają jego prawa jako klienta, ale także prawa tych osób, jak samotne matki czy studenci, dla których praca w weekend w sklepie to jedyna szansa dorobienia.
Dr Witold Potwora z WSZiA przekonywał, że upadek małych sklepów nie jest efektem ustawy, ale zmiany konsumenckich obyczajów. Przypomniał także, że próby ograniczania wolnego rynku w celu ochrony małych kupców, podejmowane we Francji czy Wielkiej Brytanii, nie dały większych rezultatów, bo ostatecznie o sytuacji i tak decyduje wolny rynek.