Jak wspomina nasz gość, w tamtym czasie festiwal był może bardziej siermiężny od strony technicznej, ale równocześnie bardziej ludzki, także dlatego, że gwiazdy nie zamykały się w amfiteatrze, tylko przechadzały się po mieście.
- Karol Musioł tak to wymyślił, że restauracja "Pająk" stała się lokalem dla artystów, tu przychodzili biesiadować. I krążąc między amfiteatrem a "Pająkiem"przechodzili przez rynek, gdzie mogli ich spotkać zwykli opolanie, z którymi chętnie rozmawiali, rozdawali autografy - wspomina Żyła. - Wtedy w Opolu nie było za wiele miejsc hotelowych, więc artyści czasem mieszkali u opolskich rodzin, z którymi nawiązywali przyjaźnie. Nie przez przypadek festiwal organizowano w trzeci weekend czerwca, kiedy wolne były akademiki, w których można było zakwaterować mniej znanych muzyków.
Nasz gość opowiada także o tym, że TPO (równolatek KFPP, za rok będą obchodzić 55. urodziny) gromadziło także festiwalowe pamiątki, w tym sławny fortepian, który na drugim festiwalu padł ofiarą ulewy. Większość tych eksponatów przekazano do Muzeum Polskiej Piosenki lub Muzeum Śląska Opolskiego. Do 2002 roku TPO miało także własną nagrodę a w pierwszych latach brało udział w sprzedaży biletów. Dziś kultywuje muzyczną tradycję Opola, prowadząc zajęcia dla najmłodszych w ramach Małej Akademii Piosenki.
- Towarzystwo zawsze walczyło też o to, by nasz festiwal nazywać Krajowym Festiwalem Polskiej Piosenki, bo w pewnym momencie sami organizatorzy się pogubili i nie wiadomo dlaczego zaczęli używać formy Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej - mówi Żyła.