Media: propalestyńskie protesty na uczelniach w USA nie przekonały opinii publicznej
Dziennik zwraca uwagę, że choć na niektórych uniwersytetach protesty nadal trwają, to jednak media przestały się nimi interesować. Większość Amerykanów deklaruje, że demonstranci nie pozyskali ich sympatii, a wielu ankietowanych ocenia, że protesty przybrały charakter antysemicki - pisze "WP", przytaczając wyniki sondaży.
Na szczególną uwagę zasługuje najnowszy sondaż przeprowadzony w Nowym Jorku, gdzie znajduje się Uniwersytecie Columbia - ocenia dziennik. 70 proc. respondentów podpisało się pod deklaracją: "protesty poszły za daleko, popieram wezwanie policji, by je zablokować". Przeciwnego zdania było 22 proc. nowojorczyków.
Sondaż ośrodka YouGov dla tygodnika "Economist" i portalu Yahoo News wykazał, że dwa razy więcej ankietowanych źle oceniło protesty, niż je poparło.
W badaniu Uniwersytetu Suffolk 7 na 10 Amerykanów zadeklarowało, że albo są przeciwni protestom, albo ogólnie sympatyzują z demonstrantami, ale nie popierają sposobu ich działania.
W każdym sondażu nieznaczna większość respondentów oceniła, że protesty na kampusach miały wymowę antysemicką.
W połowie maja waszyngtoński dziennik ocenił, że wezwanie policji przez władze Uniwersytetu Columbia, by stłumiła protesty, stało się "iskrą, która rozpaliła je w całym kraju".
W odróżnieniu od innych wielkich amerykańskich uczelni Columbia nie ma własnych sił porządkowych. Minouche Shafik, która jest szefową administracji uczelni, a wcześniej stała na czele London School of Economics i nie ma długiego doświadczenia w zawiadowaniu amerykańskim uniwersytetem, wezwała nowojorską policję na pomoc, mimo iż senat uczelni był przeciwny tej decyzji - relacjonuje "WP".
Dziennik przypomina jednak, że gdy Shafik wezwała policję, przebieg protestu stawał się bardziej dramatyczny, co widać również na nagraniach wideo. Pojawiały się okrzyki, że Żydzi muszą "wracać do Polski", "7 października stanie się ich codziennością", Palestyna ma być "od rzeki do morza", a "syjoniści" będą źle widziani na uczelni.
Zaczęli interweniować wpływowi darczyńcy i powiernicy Columbii. Między innymi miliarder Robert Kraft, sponsor uczelni, zagroził, że wstrzyma przeznaczone dla niej środki, jeśli sytuacja nie zostanie opanowana. "Bo to nie jest już instytucja, którą znam" - powiedział Kraft, cytowany przez "WP".
Shafik wydała oświadczenie, w którym napisała, że decyzję o konieczności wezwania policji popierają powiernicy uczelni. Jeden z nich powiedział dziennikowi, że na ich ocenę sytuacji duży wpływ miał fakt, że wielu uczestników protestów nie miało żadnego związku z Columbią.
Jednak Joseph Slaughter, były członek senatu uczelni i szef jej Instytutu Badań nad Prawami Człowieka, ocenił, że decyzja administracji uniwersytetu była "zamachem" przeprowadzonym przez osoby, które "nie znają naszych studentów ani nie znają statutów i norm Columbii".
Na początku maja dzienniki "WP" i "New York Times" oceniły, że propalestyńskie protesty w USA stały się elementem walki politycznej w kampanii przedwyborczej, a Republikanie w Izbie Reprezentantów wszczęli kilka dochodzeń w sprawie demonstracji; zajęły się tym co najmniej cztery komisje śledcze.
"WP" napisał też, że kampania studentów i aktywistów może osiągnąć skutek odwrotny od zamierzonego; gdy w latach 60. pokojowe demonstracje w sprawie praw obywatelskich i protesty przeciw wojnie w Wietnamie przerodziły się w gwałtowne zamieszki, nawet ci wyborcy, którzy początkowo je popierali, zaczęli w końcu głosować na prawicowych polityków obiecujących "prawo i porządek".(PAP)
fit/ mms/
arch.