Francja/ Do Nowej Kaledonii przybywają posiłki policyjne, sytuacja jest spokojniejsza
Do zamieszek doszło na tle zmian w systemie wyborczym.
Jak ocenił Le Franc na konferencji prasowej, wprowadzony w Nowej Kaledonii stan wyjątkowy sprawił, że w aglomeracji Noumei, głównego miasta terytorium, sytuacja jest spokojniejsza. Jednak w niektórych dzielnicach wciąż dochodziło do starć.
Do Nowej Kaledonii przybywają dodatkowe siły policji i żandarmerii, które do piątku wieczór mają liczyć 2700 ludzi. Jak mówił Le Franc, siły te mają pomóc w odzyskaniu kontroli w całej aglomeracji. Według komisarza setki uczestników zamieszek usiłują doprowadzić do konfrontacji z siłami bezpieczeństwa w niektórych uboższych dzielnicach aglomeracji, zamieszkanych głównie przez Kanaków, rdzennych mieszkańców Nowej Kaledonii.
Do tej pory w zamieszkach zginęło pięć osób: trzech młodych Kanaków, w tym 17-latek i dwóch żandarmów. Rannych zostało 65 żandarmów.
Organizacja Komórka Koordynacji Działań Polowych (CCAT), którą władze oskarżają o wzniecenie rozruchów odrzuciła te zarzuty. CCAT "nie wzywała do przemocy ani do zniszczeń" - mówił w radiu RFI jeden z członków organizacji, Rock Haocas. Do tej pory szkody spowodowane zamieszkami oszacowano na 200 mln euro.
Premier Francji Gabriel Attal przyznał w czwartek, że sytuacja "pozostaje bardzo napięta" i potępił przypadki grabieży, podpaleń i aktów przemocy ze strony uczestników zamieszek.
Nie odbyła się dotąd wideokonferencja prezydenta Francji Emmanuela Macrona z przedstawicielami sił politycznych Nowej Kaledonii. Paryż proponował, by takie rozmowy odbyły się w czwartek, jednak strony nie chciały rozmawiać wspólnie. Pałac Elizejski poinformował, że Macron ma nadzieję, że jego rozmowy bilateralne odbędą się w piątek.
Powodem zamieszek jest próba zmiany systemu wyborczego w Nowej Kaledonii, którą deputowani Zgromadzenia Narodowego, izby niższej francuskiego parlamentu, poparli w głosowaniu w środę. Poprawka konstytucyjna w tej sprawie przewiduje, że obywatele Francji mieszkający na archipelagu od co najmniej 10 lat uzyskają prawo głosu w wyborach lokalnych. Kanakowie uważają, że zmniejszy to znaczenie głosów oddawanych przez rdzennych mieszkańców tego terytorium i doprowadzi do ich marginalizacji.
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)
awl/ ap/