Olivia Munn wyznała, że w obliczu walki z rakiem poddała się operacji usunięcia macicy
W kwietniu ubiegłego roku u Olivii Munn wykryto obustronnego luminalnego raka piersi typu B. To agresywny typ nowotworu, który charakteryzuje się szybkim rozprzestrzenianiem i złymi rokowaniami. Aktorka znalazła się wśród 20 proc. przypadków, u których mammografia nie wykazała żadnych nieprawidłowości. W ciągu zaledwie 30 dni gwiazda przeszła cztery operacje, w tym zabieg usunięcia węzłów chłonnych i podwójną mastektomię. „Mimo że dostępnych jest tak wiele informacji na ten temat, nic nie było w stanie przygotować mnie na to, jak będę się czuć i jak będę sobie z tym radzić. To było dużo trudniejsze niż się spodziewałam” – wyznała niedawno Munn w rozmowie z magazynem „People”.
Podczas mastektomii lekarze odkryli także w jej prawej piersi przewodowego raka in situ – nowotwór przedinwazyjny, który rozwija się w przewodach mlekowych. „Był wielkości mandarynki. Ta wiadomość w zasadzie mnie uspokoiła. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że podjęłam właściwą decyzję” – zdradziła 43-letnia Munn. Jesienią aktorka rozpoczęła terapię supresyjną, która ma na celu zmniejszenie ryzyka nawrotu raka. W efekcie zaczęła ona doświadczać objawów menopauzy farmakologicznej, takich jak uderzenia gorąca czy nadmierne wypadanie włosów. Gwiazda podkreśliła, że o powrót do zdrowia walczyła ze względu na 2-letniego syna Malcolma. „Kiedy z nim jestem, nie myślę o swojej chorobie. (…) Muszę tu być dla niego. To dla mnie najważniejsze” – wyznała Munn.
W nowym wywiadzie udzielonym magazynowi „Vogue” aktorka ujawniła, że w ostatnim czasie poddała się kolejnemu poważnemu zabiegowi, mianowicie histerektomii. Stanowi ona radykalną alternatywę dla przyjmowania leków przeciwnowotworowych, które – jak zaznaczyła Munn – doprowadziły ją na skraj wyczerpania. „Kiedy się budziłam, niemal natychmiast musiałam wracać do łóżka. Moi przyjaciele pocieszali mnie, mówiąc, że Malcolm nie będzie pamiętał tego okresu. Ale ja ciągle myślałam o tym, jak bardzo będę tęsknić za tymi rzeczami. Nie chciałam przegapić jego dzieciństwa. Postanowiłam więc przejść histerektomię. Wycięto mi macicę, jajowody i jajniki. To bardzo poważna decyzja, ale wiem, że dla mnie była to najlepsza możliwa decyzja, bo muszę być obecna dla swojej rodziny” – wyznała aktorka.
Munn wyjawiła również, że po usłyszeniu druzgocącej diagnozy wraz z życiowym partnerem Johnem Maloneyem stanęli przed dylematem związanym z zamrożeniem jajeczek. U pacjentek onkologicznych procedura ta może bowiem skutkować wzrostem komórek nowotworowych. „Po tym, jak wykryto u mnie raka, postanowiliśmy spróbować jeszcze jednej rundy pobierania komórek jajowych. John i ja dużo o tym rozmawialiśmy. Czujemy, że nasza rodzina może się jeszcze powiększyć. Gdy zadzwonił do mnie mój lekarz i powiedział, że mamy dwa zdrowe zarodki, oboje po prostu zaczęliśmy płakać. To była niezwykle ekscytująca wiadomość, ponieważ oznacza to, że nie muszę już narażać się na ryzyko. To doprawdy niesamowite” – powiedziała Munn. (PAP Life)
iwo/ag/