Reżyser pierwszej części "Obłędnego rycerza" ujawnia, dlaczego jego zdaniem nie będzie drugiej
„Kiedy skończyliśmy +Obłędnego rycerza+, od razu myśleliśmy nad jego kontynuacją w formie filmu o piratach. Fabuła poświęcona była porwaniu Jocelyn (Shannyn Sossamon) przez hrabiego Adhemara (Rufus Sewell) i wywiezieniu jej do Konstantynopola. W trakcie podróży mieli oni zostać schwytani przez piratów i uczynieni galernikami. Wkrótce okazało się, że prócz nich ns łodzi przebywał także więzień, na którego plecach wytatuowana była mapa ukrytego skarbu. Ze względu na swoją niesubordynację, więzień ciągle był chłostany, a co za tym idzie mapa mogła zostać zniszczona. Studio Sony nie chciało jednak nakręcić takiego filmu” – opowiada Halgeland w rozmowie z portalem Inverse.
Kolejnym pomysłem na kontynuację „Obłędnego rycerza” był ten autorstwa występujących w pierwszej części filmu Paula Bettany’ego i Allana Tudyka. Brał on pod uwagę fakt śmierci Ledgera. „Według ich zamysłu, grany przez Ledgera, William zginął na wojnie. Do walki chce stanąć jego nastoletnia córka, ale jako kobieta, nie może tego zrobić. Kontaktuje się więc z druhami ojca, by przygotowali ją do rycerskich turniejów, a ona sama zamierza ukrywać swoją płeć. Dawni sprzymierzeńcy jej ojca obcinają jej włosy, ona zaś mówi niskim głosem i tak dalej” – kontynuuje reżyser.
„Z drugim pomysłem również zgłosiłem się do Sony, które na pierwszym filmie zarobiło w kinach na całym świecie 117 milionów dolarów. Zainteresowali się jego nakręceniem, ale razem z Netfliksem, by miał premierę na tej platformie streamingowej. Z tego, co zrozumiałem, Netflix przetestował pomysł za pomocą swoich algorytmów, które wskazywały na to, że film nie odniesie sukcesu. Było to cco najmniej zastanawiające, bo z każdym kolejnym rokiem +Obłędny rycerz+ zyskiwał na popularności” – dziwi się Halgeland. Netflix póki co nie skomentował jego twierdzeń.
W tym samym wywiadzie scenarzysta i reżyser wyznał, że nie był to jego jedyny pomysł, który nie znalazł uznania w oczach studia filmowego. Podobnie było z alternatywnym zakończeniem jego innego filmu, „Człowieka w ogniu” z Denzelem Washingtonem w roli głównej. „Mieliśmy alternatywne zakończenie, w którym Denzel wysadza w powietrze siebie i porywaczy za sprawą bomby ukrytej przez niego w swoim ciele (dokładniej rzecz ujmując w tzw. nieszlachetnym końcu pleców). W Foksie nie byli z tego zadowoleni” – opowiada. Gwoli sprawiedliwości, we wspomnianym filmie znalazła się inna scena z bombą ukrytą we wspomnianej części ciała. (PAP Life)
kal/moc/