B. radca ambasady w Dakarze: nikt nie żądał ode mnie wydania wizy niezgodnie z prawem (krótka2)
Przed komisją śledczą ds. afery wizowej stawił się we wtorek Maciej Kowalski, były radca ambasady RP w Dakarze, a obecnie konsul w Tunisie.
Świadek zeznał, że rozmawiał z b. wiceministrem rolnictwa Lechem Kołakowskim o sprawie związanej z wizami. "Minister próbował się ze mną skontaktować, żeby porozmawiać o przyspieszeniu spotkań dla grupy 40 osób z Gwinei. Starał się wytłumaczyć mi skąd wzięła się taka potrzeba argumentując, że bez taniej siły roboczej z Afryki nie uda się dokonać zbiorów i będzie miało to poważny wpływ na gospodarkę kraju" - wyjaśnił. Jak powiedział, odniósł wrażenie, że ostatecznie "każdy pozostał przy swojej wersji", a Kołakowski więcej się z nim nie kontaktował.
Przyznał, że istnieje możliwość, że minister został wprowadzany w błąd w związku z celem przybycia wspomnianej grupy obcokrajowców do Polski.
Pytany o jego relację z ówczesnym wiceszefem MSZ Piotrem Wawrzykiem powiedział, że nie miał z nim bezpośredniego kontaktu. "Natomiast śledząc historię korespondencji, która była do mnie kierowana widać, że ewidentnie minister interesował się tą sprawą" - zauważył Kowalski.
Wskazał, że 24 października otrzymał zapytanie od b. zastępczyni dyrektora departamentu konsularnego MSZ Beaty Brzywczy o powód odmowy przyznania wiz. Przekazała mu ona, że b. dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marcin Jakubowski został wezwany do Wawrzyka z prośbą o wyjaśnienie sprawy i powodów odmowy. Świadek przyznał jednak, że dopytywanie o powody niewydania wiz nie jest niczym nadzwyczajnym. "Często osoby niezadowolone z decyzji konsula zwracają się do MSZ z litanią różnego rodzaju pretensji i oskarżeń, a wtedy MSZ prosi o wyjaśnienia powodów tej decyzji" - powiedział.
"Nigdy moja decyzja nie była podważana, byłem proszony o wyjaśnienia, wyjaśniłem i na tym sprawa się zakończyła" - zeznał. Konsul zapewnił także, że nikt nie żądał od niego wydania wizy z pominięciem procedur lub w sposób niezgodny z prawem oraz że nie przypomina sobie, aby wydał jakąkolwiek wizę pod wpływem nacisku.
Zapytany o kontakty z byłym współpracownikiem Wawrzyka Edgarem Kobosem zaprzeczył jakoby "miał z nim do czynienia".
Świadek był pytany o kwestię wytycznych dla konsulów, by nie weryfikowali pozwoleń na pracę wydanych przez powiatowe urzędy pracy, kiedy badają określoną sprawę, którą Brzywczy przekazała konsulom. Jak tłumaczyła podczas przesłuchania na komisji, „claris dotyczył tego, że konsul nie jest uprawniony do oceny procedury wydania dokumentu pozwalającego na podjęcie pracy w Polsce, jak również kwestionowania zasadności wydania zezwolenia na pracę czy warunków wykonywania przyszłej pracy w Polsce".
"Ten claris odebrałem w taki sposób, jak przestawiła to pani Brzywczy i wiem, że część innych konsulów odebrała to podobnie" - przyznał Kowalski. Wyjaśnił, że on jako konsul nie ma prawa kwestionować zezwolenia na pracę. "Po to są organy w Polsce, aby takich weryfikacji dokonywać na miejscu. Naszą rolą jest ocena ryzyka migracyjnego oraz potwierdzenie celów i warunków pobytu obcokrajowca w Polsce" - dodał.
Pytany czy zna przypadki sprzedawania polskich wiz powiedział, że nie słyszał o takich sprawach. "W takim sensie, w jakim było to przedstawiane w mediach, że gdzieś tam przed konsulatem były stawiane stoliki z wizami to jest to absolutnie niemożliwe. Nie ma możliwości, aby sprzedać wizę na straganie, ponieważ system na to nie pozwala" - dodał.
Wskazał również na problem, który widzą konsulowie w kwestii weryfikacji wniosków przedsiębiorców o zezwolenia na pracę, która ich zdaniem jest przeprowadzana w sposób niewystarczający. "Rola konsula jest tutaj duża. My nie możemy kwestionować zezwoleń wydawanych przez inny organ państwowy i wszystko powinno tu zależeć od wyczucia konsula. Musimy sami ocenić wiarygodność tych osób, ale po to jesteśmy, aby tę pracę wykonywać" - mówił świadek. (PAP)
Autorki: Delfina Al Shehabi, Karolina Mózgowiec
del/ kmz/ godl/ lm/