Przed wyborami samorządowymi powraca dyskusja o kadencyjności gminnych decydentów
Zmiana rządu wzbudziła nadzieje na zniesienie ograniczeń dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Podobne oczekiwania pojawiły się wśród opolskich samorządowców, zwłaszcza dotyczą one tych, którzy rozpoczęli kadencję od wyborów w 2018 roku.
- Największy problem mają samorządowcy w młodym i średnim wieku – uważa Edward Plicko, burmistrz Białej.
- Jeżeli ktoś włożył serce, aby jak najwięcej zrobić dla swojej gminy, to po 10 latach zostaje z niczym. Co ma z sobą począć? Wieloletnia kadencyjność się sprawdziła. Takie sztuczne jej ograniczenie nie jest do końca dobre.
- Kadencyjność jest zapisana jedynie dla prezydentów państwa – argumentuje burmistrz Prudnika Grzegorz Zawiślak.
- Znam przypadki w Polsce, gdzie wójt, burmistrz sprawowali funkcje po kilkadziesiąt lat. Nikt nie chciał słyszeć o tym, żeby ich wymieniać, ponieważ był to dobry gospodarz. Jeżeli mówimy o jakiś ograniczeniach, to niech dotyczą wszystkich, czyli od sołtysa poprzez wójta, burmistrza, kończąc na posłach i prezydencie.
- Moim zdaniem, ograniczenie do dwóch, trzech kadencji w zarządzaniu gminą to absolutne maksimum – podkreśla Sebastian Baca, wójt Branic.
– W zupełności wystarczą, żeby zrealizować wszystkie swoje plany, zamierzania, czy marzenia naszych mieszkańców. Z czasem to mocno wyczerpuje. Nie będziemy dostrzegali z taką świeżością, polotem, jak na początku, wszystkich istotnych spraw dla funkcjonowania samorządu. Będzie potrzebny jakiś powiew świeżości, ktoś nowy.
Samorządowcy naciskają na jak najszybsze cofnięcie zasad dwukadencyjności jeszcze przed zbliżającymi się wyborami wiosennymi. Ograniczenie to dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zostało wprowadzone poprzez nowelizację kodeksu wyborczego, obowiązującą od 2018 roku. Ma ona na celu zapobieganie utrwalaniu lokalnych struktur władzy, które mogą sprzyjać różnym nieprawidłowościom.
- Jeżeli ktoś włożył serce, aby jak najwięcej zrobić dla swojej gminy, to po 10 latach zostaje z niczym. Co ma z sobą począć? Wieloletnia kadencyjność się sprawdziła. Takie sztuczne jej ograniczenie nie jest do końca dobre.
- Kadencyjność jest zapisana jedynie dla prezydentów państwa – argumentuje burmistrz Prudnika Grzegorz Zawiślak.
- Znam przypadki w Polsce, gdzie wójt, burmistrz sprawowali funkcje po kilkadziesiąt lat. Nikt nie chciał słyszeć o tym, żeby ich wymieniać, ponieważ był to dobry gospodarz. Jeżeli mówimy o jakiś ograniczeniach, to niech dotyczą wszystkich, czyli od sołtysa poprzez wójta, burmistrza, kończąc na posłach i prezydencie.
- Moim zdaniem, ograniczenie do dwóch, trzech kadencji w zarządzaniu gminą to absolutne maksimum – podkreśla Sebastian Baca, wójt Branic.
– W zupełności wystarczą, żeby zrealizować wszystkie swoje plany, zamierzania, czy marzenia naszych mieszkańców. Z czasem to mocno wyczerpuje. Nie będziemy dostrzegali z taką świeżością, polotem, jak na początku, wszystkich istotnych spraw dla funkcjonowania samorządu. Będzie potrzebny jakiś powiew świeżości, ktoś nowy.
Samorządowcy naciskają na jak najszybsze cofnięcie zasad dwukadencyjności jeszcze przed zbliżającymi się wyborami wiosennymi. Ograniczenie to dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zostało wprowadzone poprzez nowelizację kodeksu wyborczego, obowiązującą od 2018 roku. Ma ona na celu zapobieganie utrwalaniu lokalnych struktur władzy, które mogą sprzyjać różnym nieprawidłowościom.