Trzy na cztery zgłoszenia pod numer 112 są bezzasadne. Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Opolu ma 10 lat
Ponad 4 miliony zgłoszeń trafiło przez dziesięć lat do Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Opolu. Jednak trzy na cztery alarmy do CPR nie powinny mieć miejsca, bo były niezasadne.
Dzisiaj (29.08) w urzędzie wojewódzkim zorganizowano obchody 10 lat funkcjonowania CPR. Podczas uroczystości wręczono nagrody i dyplomy uznania, był też urodzinowy tort. Ditmar Kurzał, kierownik CPR w Opolu, mówi o złotej zasadzie kontaktu z operatorem numeru alarmowego.
- To jest moja mantra, o której mówię zawsze: należy odpowiadać na pytania operatora. Wówczas dla nas sprawa jest najłatwiejsza. Operator wie, o co ma pytać. Niejednokrotnie słyszymy: "A po co wam to wiedzieć? Przyjedziecie to zobaczycie". Niestety nie, bo służby nie przyjadą, żeby zobaczyć. Służby muszą wiedzieć, po co mają jechać i jakie siły czy środki muszą być zaangażowane.
Marta Chmielewska, koordynator operator numerów alarmowych z 6-letnim doświadczeniem, dodaje, że podczas jednej zmiany jest bardzo wiele telefonów.
- W Polsce działa tak zwana zastępowalność, czyli jeśli w danym województwie wszyscy operatorzy są zajęci, następuje przekierowanie do pierwszego wolnego operatora w kraju. My odbieramy teraz znacznie więcej telefonów. W dzień weekendowy lub wakacyjny na jednej zmianie mam około 200 połączeń.
Jarosław Kostyła, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej, uważa, że ludziom wciąż brakuje świadomości i wiedzy, po co jest numer 112.
- Społeczeństwo jest tragicznie nieświadome konsekwencji swoich czynności i faktu, gdzie może szukać pomocy. Niestety dzisiaj największą bazą wiedzy dostępną dla każdego człowieka jest internet. Mamy XXI wiek i może czas najwyższy zacząć wymagać, aby ludzie wiedzieli, do czego wzywać policję, pogotowie ratunkowe czy straż pożarną.
Wojewoda Sławomir Kłosowski, chwali CPR w Opolu za świetnie wykonywaną pracę, zwłaszcza przez ostatnie dwa lata.
- Mieliśmy ciężkie doświadczenia z koronawirusem, kiedy liczba zgłoszeń wzrastała niepomiernie. Szczególny czas nadszedł też po 24 lutego, kiedy Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Wówczas były zgłoszenia różnego typu, ale najczęściej w języku ukraińskim lub rosyjskim. Nie mieliśmy na szczęście zdarzeń świadczących o słabości opolskiego CPR-u.
W opolskim centrum 4 osoby mówią po rosyjsku, a każdej doby zdarza się 20-30 telefonów od uchodźców z Ukrainy.
- To jest moja mantra, o której mówię zawsze: należy odpowiadać na pytania operatora. Wówczas dla nas sprawa jest najłatwiejsza. Operator wie, o co ma pytać. Niejednokrotnie słyszymy: "A po co wam to wiedzieć? Przyjedziecie to zobaczycie". Niestety nie, bo służby nie przyjadą, żeby zobaczyć. Służby muszą wiedzieć, po co mają jechać i jakie siły czy środki muszą być zaangażowane.
Marta Chmielewska, koordynator operator numerów alarmowych z 6-letnim doświadczeniem, dodaje, że podczas jednej zmiany jest bardzo wiele telefonów.
- W Polsce działa tak zwana zastępowalność, czyli jeśli w danym województwie wszyscy operatorzy są zajęci, następuje przekierowanie do pierwszego wolnego operatora w kraju. My odbieramy teraz znacznie więcej telefonów. W dzień weekendowy lub wakacyjny na jednej zmianie mam około 200 połączeń.
Jarosław Kostyła, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej, uważa, że ludziom wciąż brakuje świadomości i wiedzy, po co jest numer 112.
- Społeczeństwo jest tragicznie nieświadome konsekwencji swoich czynności i faktu, gdzie może szukać pomocy. Niestety dzisiaj największą bazą wiedzy dostępną dla każdego człowieka jest internet. Mamy XXI wiek i może czas najwyższy zacząć wymagać, aby ludzie wiedzieli, do czego wzywać policję, pogotowie ratunkowe czy straż pożarną.
Wojewoda Sławomir Kłosowski, chwali CPR w Opolu za świetnie wykonywaną pracę, zwłaszcza przez ostatnie dwa lata.
- Mieliśmy ciężkie doświadczenia z koronawirusem, kiedy liczba zgłoszeń wzrastała niepomiernie. Szczególny czas nadszedł też po 24 lutego, kiedy Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Wówczas były zgłoszenia różnego typu, ale najczęściej w języku ukraińskim lub rosyjskim. Nie mieliśmy na szczęście zdarzeń świadczących o słabości opolskiego CPR-u.
W opolskim centrum 4 osoby mówią po rosyjsku, a każdej doby zdarza się 20-30 telefonów od uchodźców z Ukrainy.