O możliwym mobbingu w nyskiej policji dyskutowano w czasie obrad sejmowej komisji. "Poszkodowanych jest nawet 30 policjantów"
Część funkcjonariuszy nyskiej policji zarzuca komendantowi powiatowemu nieodpowiednie traktowanie podwładnych. Oskarżenia dotyczą m. in. wyzwisk, zmuszania do poświadczania nieprawdy, czy obciążania koleżanek i kolegów.
- Mój przełożony, naczelnik, powiedział "Ja już tego nie wytrzymam, bo ja codziennie słyszę, jaki to ja jestem zły. Może nas łączą jakieś stosunki seksualne, może ty masz jakieś dokumenty obciążające mnie, że ja nic na ciebie nie chcę znaleźć, ale co ja mam na ciebie znaleźć. Słuchaj, ja już też nie wytrzymuję. Ja mam kredyty, mam małe dziecko. Albo ty albo ja" - relacjonowała.
Funkcjonariuszka złożyła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa naruszenia praw pracowniczych. Postępowanie zostało jednak umorzone, gdyż w policji nie obowiązują zapisy kodeksu pracy chroniące przed mobbingiem. Nieprzyjemności miały dotknąć za to innych policjantów z Nysy.
- Komendant mówi, że jesteśmy poj...ni, że trzeba nas roz...ić. On nadal tam funkcjonuje. Wszystkie te osoby, które zeznawały w prokuraturze potraciły swoje stanowiska - dodała.
Będący dziś na emeryturze były zastępca komendanta powiatowego nadkom. Janusz Mormul przekonywał, że podobnie jak nawet 30 funkcjonariuszy on także padł ofiarą mobbingu.
- Musiałem odejść z komendy przez to, że byłem poniżany, zmuszany przez mojego komendanta do "uwalania" policjantów. Miałem polecenie służbowe "Masz w przypadku tej osoby zrobić tak, że ona ma wylecieć z policji. Jeżeli nie wyleci z policji, to ty wylecisz z policji" - mówił.
Głos zabrał również nyski poseł Rajmund Miller (KO), który wskazywał, że policjanci mieli być także zmuszani do łamania prawa.
- Pracownicy, funkcjonariusze są zmuszani do potwierdzania nieprawdy. Również potwierdzania nieprawdy w postaci sfałszowanych protokołów, a to już jest przestępstwo - sygnalizował.
Jednocześnie polityk apelował o zmianę prawa w taki sposób, by funkcjonariusze byli skuteczniej chronieni przed możliwymi nadużyciami ze strony przełożonych.
Do sprawy odniósł się zastępca komendanta głównego policji nadinsp. Paweł Dobrodziej, który przekonywał, że sytuacja w Nysie była szczegółowo badana.
- Kontrolę prowadził wydział kontroli komendy wojewódzkiej, ale również, w bardzo wielu aspektach, prowadziło ją biuro kontroli komendy głównej. Trudno mi się wypowiadać. Prowadzone jest postępowanie przygotowawcze, wiec tym bardziej nie sposób, abym się na tym etapie wypowiadał - zastrzegł.
O komentarz do sprawy próbowaliśmy poprosić także nyską komendę. Na razie jednak nie udało nam się skontaktować z jej rzecznikiem.