17-osobowa grupa poszukiwała ciała księdza Grzywocza przez tydzień. Bez skutku
Nie udało się odnaleźć ciała księdza Krzysztofa Grzywocza w Alpach Szwajcarskich. 17-osobowy zespół Opolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej prowadził akcję w drodze do Bortelhorn przez 7 dni.
Przyjęto wiele wariantów poszukiwań z racji tego, że nie było pewności, co stało się w drodze księdza na szczyt.
Arkadiusz Tabisz, szef Klubu Wysokogórskiego Opole, docenia zaangażowanie Szwajcarów i współpracę przed wyjściem w góry. - Podjęliśmy wiele tropów podsuniętych również przez szwajcarskich ratowników – oni nie mieli czasu sprawdzić wszystkich śladów. Góra jest krucha, a kiedy pojawiła się mgła, nie widzieliśmy się z odległości kilkunastu metrów. Przeczesywaliśmy teren po ustawieniu się kilkunastu osób w szereg. Szczytowe fragmenty góry przeczesaliśmy więc dokładnie na miarę możliwości.
Leszek Kois, dowódca grupy poszukiwawczo-ratowniczej, mówi o przeszukaniu dna jeziora o głębokości 30 metrów. - Temperatura wody nie przekraczała 4 stopni Celsjusza - zaznacza. - Udało nam się wnieść sprzęt, więc na miejscu mieliśmy do dyspozycji ponton, sonar i kamerę podwodną. Dzięki kamerze przeszukaliśmy 99 procent tego jeziora. Trzeba wziąć pod uwagę wielkość zalegających tam głazów, które osiągały rozmiary lodówki. Trójwymiarowe skanowanie dna wymagało bardzo dużo czasu i wysiłku z naszej strony. Te wszystkie próby nie pozwoliły na odnalezienie księdza Krzysztofa.
Na miejscu był również biskup Andrzej Czaja. Ordynariusz Diecezji Opolskiej odprawił dwie msze święte i przeszedł większość prawdopodobnej trasy księdza Grzywocza. - Rzeczywiście dla mnie ta wyprawa była ważnym momentem. Idąc prawdopodobnym szlakiem, dotarliśmy aż za schronisko – na wysokość jeziora. Podeszliśmy jeszcze w pobliżu krzyża, gdzie odmówiliśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Na konferencji prasowej biskup Czaja podziękował wszystkim zaangażowanym w poszukiwania księdza.
Przypomnijmy, ksiądz Grzywocz zastępował w czasie wakacji jednego z duchownych w miejscowości Betten. Zaginął w górach 17 sierpnia.
Arkadiusz Tabisz, szef Klubu Wysokogórskiego Opole, docenia zaangażowanie Szwajcarów i współpracę przed wyjściem w góry. - Podjęliśmy wiele tropów podsuniętych również przez szwajcarskich ratowników – oni nie mieli czasu sprawdzić wszystkich śladów. Góra jest krucha, a kiedy pojawiła się mgła, nie widzieliśmy się z odległości kilkunastu metrów. Przeczesywaliśmy teren po ustawieniu się kilkunastu osób w szereg. Szczytowe fragmenty góry przeczesaliśmy więc dokładnie na miarę możliwości.
Leszek Kois, dowódca grupy poszukiwawczo-ratowniczej, mówi o przeszukaniu dna jeziora o głębokości 30 metrów. - Temperatura wody nie przekraczała 4 stopni Celsjusza - zaznacza. - Udało nam się wnieść sprzęt, więc na miejscu mieliśmy do dyspozycji ponton, sonar i kamerę podwodną. Dzięki kamerze przeszukaliśmy 99 procent tego jeziora. Trzeba wziąć pod uwagę wielkość zalegających tam głazów, które osiągały rozmiary lodówki. Trójwymiarowe skanowanie dna wymagało bardzo dużo czasu i wysiłku z naszej strony. Te wszystkie próby nie pozwoliły na odnalezienie księdza Krzysztofa.
Na miejscu był również biskup Andrzej Czaja. Ordynariusz Diecezji Opolskiej odprawił dwie msze święte i przeszedł większość prawdopodobnej trasy księdza Grzywocza. - Rzeczywiście dla mnie ta wyprawa była ważnym momentem. Idąc prawdopodobnym szlakiem, dotarliśmy aż za schronisko – na wysokość jeziora. Podeszliśmy jeszcze w pobliżu krzyża, gdzie odmówiliśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Na konferencji prasowej biskup Czaja podziękował wszystkim zaangażowanym w poszukiwania księdza.
Przypomnijmy, ksiądz Grzywocz zastępował w czasie wakacji jednego z duchownych w miejscowości Betten. Zaginął w górach 17 sierpnia.