Koniec charytatywnego rejsu do Londynu. Łódź zatonęła na Morzu Północnym, żeglarze zostali ewakuowani
Krzysztof Więckiewicz i Piotr Furman zakończyli charytatywny rejs z Kędzierzyna-Koźla do Londynu. Do celu nie dopłynęli, bo na Morzu Północnym ich łódka zaczęła nabierać wody. Żeglarze nie mogli sobie z tym poradzić, nie byli też w sobie w stanie sami dopłynąć do brzegu.
Dzisiaj (4 września) po 1:00 w nocy zamieścili na jednym z portali społecznościowych film, w którym wyjaśniają, co się stało.
Dzisiaj (4 września) po 1:00 w nocy zamieścili na jednym z portali społecznościowych film, w którym wyjaśniają, co się stało.
- Nasza łódź na Morzu Północnym zaczęła tonąć. Mimo tego, że była naprawiana, uszczelniana, nabrała tyle wody, że nasza pompka zęzowa nie nadążała wybierać tej wody. Nie byliśmy też w stanie dopłynąć sami do brzegu. Wezwaliśmy Coast Guard i zostaliśmy zabrani przez Bundeswehrę śmigłowcem do szpitala – mówią pechowi żeglarze.
Więckiewicz i Furman są cali i zdrowi. Nie jest znany los łódki – została na morzu i najprawdopodobniej zatonęła. Wraz z nią na dno poszły wszystkie przedmioty, które miały być wystawione na aukcji charytatywnej. Przypomnijmy: żeglarze chcieli wesprzeć dwie fundacje: "Akogo?" Ewy Błaszczyk, która działa na rzecz osób w śpiączce, oraz Macmillan Cancer Support, która pomaga chorym na nowotwory.
Rejs miał potrwać miesiąc. Śmiałkowie mieli do przepłynięcia 2500 kilometrów, w tym kanał La Manche.
Więckiewicz i Furman są cali i zdrowi. Nie jest znany los łódki – została na morzu i najprawdopodobniej zatonęła. Wraz z nią na dno poszły wszystkie przedmioty, które miały być wystawione na aukcji charytatywnej. Przypomnijmy: żeglarze chcieli wesprzeć dwie fundacje: "Akogo?" Ewy Błaszczyk, która działa na rzecz osób w śpiączce, oraz Macmillan Cancer Support, która pomaga chorym na nowotwory.
Rejs miał potrwać miesiąc. Śmiałkowie mieli do przepłynięcia 2500 kilometrów, w tym kanał La Manche.