Ministerstwo Środowiska wskazuje: winna niekontrolowanych pików benzenu w Kędzierzynie-Koźlu jest Petrochemia Blachownia
Dyrektor Petrochemii Blachownia uważa, że pismo z Ministerstwa Środowiska to stek bzdur.
Na początku roku rady miejska i powiatowa z Kędzierzyna-Koźla przyjęły uchwały o konieczności walki z zanieczyszczeniami powietrza. Sprawę skierowano do Ministerstwa Środowiska.
- Przyszła do nas odpowiedź z ministerstwa, podpisana przez Kingę Majewską, zastępcę dyrektora departamentu ochrony powietrza i klimatu – mówi Adam Lecibil, rzecznik starostwa powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu. – Występowanie w Kędzierzynie-Koźlu wysokich, chwilowych stężeń benzenu związane jest z niewłaściwym przebiegiem niektórych działań na terenie Petrochemii Blachownia - tak wynika z tego pisma - wyjaśnia Lecibil.
To pierwszy przypadek, gdy ktoś palcem wskazuje truciciela. Do tej pory kontrole Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska nic nie wykazywały, nawet prokuratura umorzyła sprawę.
- Ciekawe więc, na jakich dokumentach czy wynikach kontroli opierało się Ministerstwo Środowiska – mówi Jerzy Wiertelorz, dyrektor Petrochemii Blachownia. – Czytałem to pismo kilka razy i przecierałem oczy ze zdumienia. Benzol koksowniczy nie jest odpadem. Dla nas akurat jest pełnym surowcem. Nie wiem, o jaki osadnik im chodzi, jedyne urządzenie, które u nas pełni rolę osadnika, to komora. Ta komora jest hermetyczna. Benzolu tam na pewno nie wlewamy, tak zbieramy po prostu ścieki.
Dyrektor Petrochemii zapowiada, że będzie domagał się od Ministerstwa Środowiska wyjaśnień.
W piśmie z Warszawy wskazane jest także, że polskie prawo przewiduje prowadzenie kontroli bez zapowiedzi w sytuacji zagrożenia zdrowia, życia czy środowiska, a tutaj właśnie taka sytuacja ma miejsce.
Urzędnicy starostwa powiatowego zamierzają przesłać to pismo do marszałka województwa, bo to właśnie ten urząd zajmuje się wydawaniem pozwoleń na emisję benzenu.
- Przyszła do nas odpowiedź z ministerstwa, podpisana przez Kingę Majewską, zastępcę dyrektora departamentu ochrony powietrza i klimatu – mówi Adam Lecibil, rzecznik starostwa powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu. – Występowanie w Kędzierzynie-Koźlu wysokich, chwilowych stężeń benzenu związane jest z niewłaściwym przebiegiem niektórych działań na terenie Petrochemii Blachownia - tak wynika z tego pisma - wyjaśnia Lecibil.
To pierwszy przypadek, gdy ktoś palcem wskazuje truciciela. Do tej pory kontrole Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska nic nie wykazywały, nawet prokuratura umorzyła sprawę.
- Ciekawe więc, na jakich dokumentach czy wynikach kontroli opierało się Ministerstwo Środowiska – mówi Jerzy Wiertelorz, dyrektor Petrochemii Blachownia. – Czytałem to pismo kilka razy i przecierałem oczy ze zdumienia. Benzol koksowniczy nie jest odpadem. Dla nas akurat jest pełnym surowcem. Nie wiem, o jaki osadnik im chodzi, jedyne urządzenie, które u nas pełni rolę osadnika, to komora. Ta komora jest hermetyczna. Benzolu tam na pewno nie wlewamy, tak zbieramy po prostu ścieki.
Dyrektor Petrochemii zapowiada, że będzie domagał się od Ministerstwa Środowiska wyjaśnień.
W piśmie z Warszawy wskazane jest także, że polskie prawo przewiduje prowadzenie kontroli bez zapowiedzi w sytuacji zagrożenia zdrowia, życia czy środowiska, a tutaj właśnie taka sytuacja ma miejsce.
Urzędnicy starostwa powiatowego zamierzają przesłać to pismo do marszałka województwa, bo to właśnie ten urząd zajmuje się wydawaniem pozwoleń na emisję benzenu.