BILANS 2016 Winau nie przejdzie?
Jednym z argumentów przeciw Dużemu Opolu, podkreślanym przez Mniejszość Niemiecką, był argument mówiący, że przesunięcie granic miasta jest zamachem na prawa mniejszości, bo doprowadzi do likwidacji dwujęzycznych tablic z nazwami podopolskich miejscowości. Być może dlatego prezydent Arkadiusz Wiśniewski w rozmowie z liderem opolskich Niemców Rafałem Bartkiem stwierdził, że widzi możliwość ustawienia takich tablic w sołectwach, które staną się dzielnicami Opola. Co więcej, dopuścił możliwość ustawienia takich tablic także w starych dzielnicach Opola, o ile koła Mniejszości zgłoszą taką potrzebę.
Polityczna debata, a zapewne także dzika kłótnia na ten temat dopiero Opole czeka, ale już teraz pojawili się politycy, którzy zaczęli rozważać prawną stroną zagadnienia. Przewodniczący opolskiej Rady Miasta Marcin Ociepa stwierdził, że nie można ustawić tablic administracyjnych, bo to wymagałoby wpisania Opola do rejestru gmin mniejszościowych prowadzonego przez MSWiA, a na to zgody raczej nie będzie. Dopuścił jednak ustawienie przez prezydenta tak zwanych "witaczy", czyli swego rodzaju "materiałów promocyjnych w pasie drogowym". Tu prezydent, jako administrator drogi, miałby wolną rękę, choć, zdaniem Ociepy, przydałyby się jednak konsultacje.
Głębszej analizy dokonała radna Małgorzata Wilkos i doszła do wniosku, że o ile tablice w języku niemieckim mogłyby w mieście stanąć (choć ona nie widzi takiej potrzeby), to na pewno nie mogłyby się na nich pojawić niemieckie nazwy miejscowości, bo ich użycie reguluje wyłącznie ustawa o mniejszościach z 2005 roku, w której widnieje zapis o wspomnianym już rejestrze gmin przy MSWiA. Czyli, jak przekonuje, bez wpisania Opola do rejestru, na co się nie zanosi (patrz wyżej), żadnych niemieckich nazw miejscowości używać nie można.
Marcin Gambiec, radny z listy Mniejszości Niemieckiej, sugeruje co prawda, że to wszystko jest tylko kwestią dobrej woli, ale na razie nie wygląda na to, by w Opolu był jej nadmiar. Przynajmniej w kwestii tablic.
Głębszej analizy dokonała radna Małgorzata Wilkos i doszła do wniosku, że o ile tablice w języku niemieckim mogłyby w mieście stanąć (choć ona nie widzi takiej potrzeby), to na pewno nie mogłyby się na nich pojawić niemieckie nazwy miejscowości, bo ich użycie reguluje wyłącznie ustawa o mniejszościach z 2005 roku, w której widnieje zapis o wspomnianym już rejestrze gmin przy MSWiA. Czyli, jak przekonuje, bez wpisania Opola do rejestru, na co się nie zanosi (patrz wyżej), żadnych niemieckich nazw miejscowości używać nie można.
Marcin Gambiec, radny z listy Mniejszości Niemieckiej, sugeruje co prawda, że to wszystko jest tylko kwestią dobrej woli, ale na razie nie wygląda na to, by w Opolu był jej nadmiar. Przynajmniej w kwestii tablic.