Goście Loży podzieleni w ocenie formacji Obrony Terytorialnej
Wojska Obrony Terytorialnej zostaną powołane w Polsce za niecałe dwa miesiące. Na początku będą liczyć trzy tysiące żołnierzy w trzech brygadach we wschodnich województwach, a do 2019 roku liczba żołnierzy ma wzrosnąć do ponad pięćdziesięciu tysięcy w siedemnastu brygadach. Zapytaliśmy opolskich polityków - gości Niedzielnej Loży Radiowej - o ocenę tego pomysłu.
Witold Zembaczyński, poseł Nowoczesnej, nazywa projekt bardzo złym i mówi o prywatnej armii Antoniego Macierewicza, ministra obrony narodowej.
- Pomysł doprowadzi do wydania ogromnych pieniędzy z budżetu państwa, nie czyniąc Polski bezpieczniejszą. Dobrym przykładem jest sytuacja na Ukrainie, gdzie również formacje obrony terytorialnej uczestniczyły w konflikcie i były zwykłym mięsem armatnim – przekonuje.
Według Sławomira Kłosowskiego, europosła Prawa i Sprawiedliwości, pomysł jest bardzo dobry, bo żyjemy w niebezpiecznych czasach.
- Jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak zmieniła się doktryna wojenna Rosji rządzonej przez Putina, trzeba mieć na uwadze, że każde państwo dbające o swoje bezpieczeństwo musi robić wszystko w celu jego ciągłej poprawy – zaznacza.
Michał Kardasz z Ruchu Kukiz'15 popiera pomysł, mówiąc o zwiększeniu możliwości obronnych kraju za dosyć niewielkie pieniądze.
- Jeżeli doszłoby do wojny z Rosją, i tak dojdzie do mobilizacji. Lepiej, żeby ludzie byli wtedy przeszkoleni, żeby istniały takie siły, zamiast wypuścić na front ludzi całkowicie zielonych, bez przeszkolenia – ocenia.
Zdaniem Rajmunda Millera, posła Platformy Obywatelskiej, minister Macierewicz jest osobą bardzo niewiarygodną, a obrona terytorialna to "budowanie drugiego ZOMO".
- PiS buduje dzisiaj histerię wojenną. Mamy czuć się zagrożeni i zestresowani, a nie oceniać prawidłowo sytuacji. Bezpieczeństwo Polski ma opierać się na profesjonalnej i dobrze wyposażonej armii oraz na sojuszach wojskowych – podkreśla.
Grzegorz Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego mówi, że był niedawno na Ukrainie i dowiedział się o porażce podobnej inicjatywy.
- To się nie sprawdziło. Tylko profesjonalna i dobrze wyszkolona armia da sobie radę. Nikt nie chciał tam iść. To były tragedie rodzinne, bo mężczyźni zapisali się, ale sytuacja na froncie była zupełnie inna. Oni nie byli przygotowani do takich działań - przekonuje.
Ryszard Galla, poseł Mniejszości Niemieckiej, podchodzi do tego tematu bardzo ostrożnie, dodając, że Polska ma sprawdzone służby na czas pokoju.
- Pomysł doprowadzi do wydania ogromnych pieniędzy z budżetu państwa, nie czyniąc Polski bezpieczniejszą. Dobrym przykładem jest sytuacja na Ukrainie, gdzie również formacje obrony terytorialnej uczestniczyły w konflikcie i były zwykłym mięsem armatnim – przekonuje.
Według Sławomira Kłosowskiego, europosła Prawa i Sprawiedliwości, pomysł jest bardzo dobry, bo żyjemy w niebezpiecznych czasach.
- Jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak zmieniła się doktryna wojenna Rosji rządzonej przez Putina, trzeba mieć na uwadze, że każde państwo dbające o swoje bezpieczeństwo musi robić wszystko w celu jego ciągłej poprawy – zaznacza.
Michał Kardasz z Ruchu Kukiz'15 popiera pomysł, mówiąc o zwiększeniu możliwości obronnych kraju za dosyć niewielkie pieniądze.
- Jeżeli doszłoby do wojny z Rosją, i tak dojdzie do mobilizacji. Lepiej, żeby ludzie byli wtedy przeszkoleni, żeby istniały takie siły, zamiast wypuścić na front ludzi całkowicie zielonych, bez przeszkolenia – ocenia.
Zdaniem Rajmunda Millera, posła Platformy Obywatelskiej, minister Macierewicz jest osobą bardzo niewiarygodną, a obrona terytorialna to "budowanie drugiego ZOMO".
- PiS buduje dzisiaj histerię wojenną. Mamy czuć się zagrożeni i zestresowani, a nie oceniać prawidłowo sytuacji. Bezpieczeństwo Polski ma opierać się na profesjonalnej i dobrze wyposażonej armii oraz na sojuszach wojskowych – podkreśla.
Grzegorz Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego mówi, że był niedawno na Ukrainie i dowiedział się o porażce podobnej inicjatywy.
- To się nie sprawdziło. Tylko profesjonalna i dobrze wyszkolona armia da sobie radę. Nikt nie chciał tam iść. To były tragedie rodzinne, bo mężczyźni zapisali się, ale sytuacja na froncie była zupełnie inna. Oni nie byli przygotowani do takich działań - przekonuje.
Ryszard Galla, poseł Mniejszości Niemieckiej, podchodzi do tego tematu bardzo ostrożnie, dodając, że Polska ma sprawdzone służby na czas pokoju.