Śmiertelny wypadek w zakładach koksowniczych w Zdzieszowicach
Śmiertelny wypadek na terenie zakładów koksowniczych w Zdzieszowicach. Podczas remontu jednej z baterii koksowniczych z wysokości około czterech metrów spadł 58-letni mężczyzna. Mimo szybkiego transportu śmigłowcem do szpitala w Kędzierzynie – Koźlu, lekarzom nie udało się go uratować.
Do wypadku doszło w środę (23.03) po południu. Wypadkowi uległ pracownik zewnętrznej firmy, wykonującej tam prace remontowe. Wezwana na miejsce karetka pogotowia zjawiła się po kilku minutach. Podjęto decyzję o transporcie rannego Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Mężczyzna trafił do szpitala w Kędzierzynie Koźlu. Mimo podjętej natychmiastowej akcji ratowniczej zmarł wieczorem. O zdarzeniu powiadomiona została inspekcja pracy, policja i prokuratura.
Rodzina zmarłego oraz świadkowie zostali objęci pomocą psychologiczną. Trwa wyjaśnianie okoliczności wypadku.
Jak informuje Sylwia Winiarek, rzecznik prasowy ArcelorMittal Poland, w całym koncernie w ubiegłym roku nie było wypadków śmiertelnych przy pracy. W tym roku jest to pierwsze tego typu zdarzenie.
Przyczyny tego śmiertelnego wypadku bada Państwowa Inspekcja Pracy. - Wiadomo już, że pracujący przy remoncie jednej z baterii koksowniczych mężczyźni, nie mieli szelek bezpieczeństwa - wyjaśnia Agnieszka Stefaniak, specjalista Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu.
- Z tego, co na miejscu udało się ustalić inspektorowi pracy, wiemy , że panowie pracowali przy remoncie baterii, gdzie wymieniane były ścianki w komorach. Ekipa montowała tzw. rozpory. Dwaj pracownicy na górze podnosili przy użyciu liny rurę rozporową, a podczas jej podnoszenia jeden mężczyzna zasłabł, bądź stracił równowagę i wpadł do środka tej baterii z wysokości około trzech metrów. To właśnie ten mężczyzna zmarł po przewiezieniu do szpitala - zaznacza.
Stefaniak dodaje, że do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu informacja o wypadku dotarła z policji. - Wstępnie była mowa o trzech osobach poszkodowanych, ale inspektor, który pojechał na miejsce zdarzenia stwierdził, że na pewno możemy mówić o wypadku przy pracy w stosunku do jednej osoby - ofiary śmiertelnej - tłumaczy.
Nie wiadomo jeszcze czy przyczyną zgonu były odniesione obrażenia, czy może wcześniejsze okoliczności. - Wiadomo natomiast, że mężczyzna nie miał szelek bezpieczeństwa, które być może mogły uratować jego życie - podkreśla rzecznik prasowa OIP w Opolu.
Rodzina zmarłego oraz świadkowie zostali objęci pomocą psychologiczną. Trwa wyjaśnianie okoliczności wypadku.
Jak informuje Sylwia Winiarek, rzecznik prasowy ArcelorMittal Poland, w całym koncernie w ubiegłym roku nie było wypadków śmiertelnych przy pracy. W tym roku jest to pierwsze tego typu zdarzenie.
Przyczyny tego śmiertelnego wypadku bada Państwowa Inspekcja Pracy. - Wiadomo już, że pracujący przy remoncie jednej z baterii koksowniczych mężczyźni, nie mieli szelek bezpieczeństwa - wyjaśnia Agnieszka Stefaniak, specjalista Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu.
- Z tego, co na miejscu udało się ustalić inspektorowi pracy, wiemy , że panowie pracowali przy remoncie baterii, gdzie wymieniane były ścianki w komorach. Ekipa montowała tzw. rozpory. Dwaj pracownicy na górze podnosili przy użyciu liny rurę rozporową, a podczas jej podnoszenia jeden mężczyzna zasłabł, bądź stracił równowagę i wpadł do środka tej baterii z wysokości około trzech metrów. To właśnie ten mężczyzna zmarł po przewiezieniu do szpitala - zaznacza.
Stefaniak dodaje, że do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu informacja o wypadku dotarła z policji. - Wstępnie była mowa o trzech osobach poszkodowanych, ale inspektor, który pojechał na miejsce zdarzenia stwierdził, że na pewno możemy mówić o wypadku przy pracy w stosunku do jednej osoby - ofiary śmiertelnej - tłumaczy.
Nie wiadomo jeszcze czy przyczyną zgonu były odniesione obrażenia, czy może wcześniejsze okoliczności. - Wiadomo natomiast, że mężczyzna nie miał szelek bezpieczeństwa, które być może mogły uratować jego życie - podkreśla rzecznik prasowa OIP w Opolu.