Komuś jest zbyt ciasno, więc matki muszą dźwigać niepełnosprawne dzieci
Zakaz zatrzymywania się po jednej stronie ulicy Szymanowskiego w Opolu bardzo utrudnia życie rodzicom dowożącym niepełnosprawne dzieci do Fundacji DOM.
Znak został ustawiony kilkanaście dni temu, a jeśli samochody zatrzymują się wzdłuż siedziby ośrodka, ktoś wzywa straż miejską - ta upomina lub karze mandatami.
- Komuś chyba bardzo przeszkadza, że chodnik jest węższy, choć drożny, za to rodzice mają teraz wielkie utrudnienie - mówi Mirela Bąk, matka niepełnosprawnej Antosi.
- Ja mam niespełna dwuletnie dziecko, które też noszę na rękach, a są mamy z młodzieżą 15 czy 18-letnią. Te dzieci nie chodzą lub chodzą z wielkimi trudnościami, a też trzeba je dotransportować. Poza tym są dzieci z porażeniem mózgowym na specjalnych wózkach i tych dzieci nie ma jak doprowadzić. Dojście z drugiego końca ulicy jest bardzo kłopotliwe - tłumaczy.
Kazimierz Jednoróg, dyrektor fundacji, przyznaje, że nie podejmowano rozmów z sąsiadami, choć jego zdaniem, to oni wnioskowali o znak zakazu.
- W ubiegłych latach prosiliśmy o częściowe przeznaczenie pobliskiego placu Różyckiego na parking, ale miasto nie podjęło tematu - zwraca uwagę.
- Zrobić tam miejsca parkingowe przy ustawieniu samochodów prostopadle wobec zieleni. Można zostawić drzewa, krzaki i trawę - to jest miejsce, gdzie wychodzi się z psami - wyjaśnia.
Jednoróg upatruje też szansę na poprawę sytuacji we wprowadzeniu ruchu jednokierunkowego na ulicy Szymanowskiego i równoległej ulicy Moniuszki.
- Komuś chyba bardzo przeszkadza, że chodnik jest węższy, choć drożny, za to rodzice mają teraz wielkie utrudnienie - mówi Mirela Bąk, matka niepełnosprawnej Antosi.
- Ja mam niespełna dwuletnie dziecko, które też noszę na rękach, a są mamy z młodzieżą 15 czy 18-letnią. Te dzieci nie chodzą lub chodzą z wielkimi trudnościami, a też trzeba je dotransportować. Poza tym są dzieci z porażeniem mózgowym na specjalnych wózkach i tych dzieci nie ma jak doprowadzić. Dojście z drugiego końca ulicy jest bardzo kłopotliwe - tłumaczy.
Kazimierz Jednoróg, dyrektor fundacji, przyznaje, że nie podejmowano rozmów z sąsiadami, choć jego zdaniem, to oni wnioskowali o znak zakazu.
- W ubiegłych latach prosiliśmy o częściowe przeznaczenie pobliskiego placu Różyckiego na parking, ale miasto nie podjęło tematu - zwraca uwagę.
- Zrobić tam miejsca parkingowe przy ustawieniu samochodów prostopadle wobec zieleni. Można zostawić drzewa, krzaki i trawę - to jest miejsce, gdzie wychodzi się z psami - wyjaśnia.
Jednoróg upatruje też szansę na poprawę sytuacji we wprowadzeniu ruchu jednokierunkowego na ulicy Szymanowskiego i równoległej ulicy Moniuszki.