Targowe przepychanki w Nysie. Kupcy wynajęli prawnika
- Nie chcemy przeprowadzki na targowisko miejskie po drugiej stronie ulicy. Robią z nami co chcą, czy na tym polega zdrowa konkurencja i wolność handlu? – pyta Stanisława Król, która od lat handluje na placu naprzeciwko targowiska miejskiego.
Dodaje, że kupujący także przyzwyczaili się do tego miejsca, jest obszerne, z dogodnym dojazdem, z daleka widoczne. Przeprowadzka oznaczałaby dla nich ciasnotę i spadek obrotów. Podobnie uważa ponad 200 kupców, którzy handlują po tej samej stronie drogi krajowej dzielącej oba targowiska – tzw. bułgarskie, z przenośnymi straganami i sprzedażą „ z koca” oraz murowane, z pawilonami, czyli miejskie.
Konflikt trwa od dawna, natomiast zaostrzył się po podjęciu uchwały przez radnych, która drastycznie podnosi opłaty targowe tym, którzy nie zechcą przeprowadzki na miejskie targowisko. Zamiast 2 zł 50 gr za metr kwadratowy powierzchni sprzedażnej zapłacą 50 zł.
Kupcy wynajęli prawnika, który skierował pismo do Rady Miejskiej uzasadniające, że uchwała w tej sprawie została podjęta z naruszeniem prawa. Podpisało je 229 handlujących.
Jest ono dopiero analizowane w urzędzie w Nysie. Nie ma jeszcze stanowiska w tej sprawie. Natomiast burmistrz Kordian Kolbiarz uzasadniał na naszej antenie, iż tzw. targ bułgarski nie jest dobrą wizytówką miasta. Samorząd chce uporządkować, a nie likwidować handel obwoźny, bo to także miejsca pracy.
Zdecydowano również o przeznaczeniu na ten cel znajdującego się obok stadionu Stali – chodzi o płytę boczną. To alternatywa, gdyby targowisko miejskie okazało się za ciasne.
Posłuchaj:
Dorota Kłonowska