Wbiło mnie w fotel i musiałem przetrzeć okulary, bo mózg nie dowierzał schowanym pod nim oczom. A wszystko to przez notkę w gazecie, w której stało, że słynny hollywoodzki kompozytor Janusz A. Kaczmarek skomponował specjalną symfonie, serenadę czy inną balladę na okoliczność, no... teraz zgadujcie...
Czy na okoliczność znaczącej polskiej rocznicy? Otóż nie... A może dla uczczenia jakiegoś wybitnego Polaka? Też nie... To może z okazji mającego nastąpić ważnego wydarzenia kulturalnego lub sportowego? Pudło.
Otóż ten wybitny kompozytor, który dostał w Ameryce Oskara za muzykę filmową, skomponował kawałek na cześć kawałka... autostrady! Gdzieś w Polsce oddano z wielkim mozołem kolejny fragmencik A-ileś tam i władza uznała, że tak ważne wydarzenie zasługuje na oprawę muzyczną autorstwa wielkiego kompozytora. Zdaje się, że zlecił to mu sam Jan Kulczyk, który co prawda nie jest w Polsce władzą, tylko oberwładzą, i to w wielu dziedzinach, bo jak się parę dni temu okazało, wręcza on nawet nagrody Kisiela. A nam wręcza najdroższe na świecie bilety na najkrótsze odcinki autostrad.
Gdy skończył się PRL, w którego obalaniu obecna władza miała udział - co trzeba uczciwie powiedzieć - kolosalny, kpiono powszechnie i niemiłosiernie z propagandowego zacięcia komuny, która kazała czcić muzycznie nawet przemysł ciężki, żeby wspomnieć ty tylko słynną nadętą „Piosenkę dla Nowej Huty”. Jak się okazało, władza - każda władza - lubi wskakiwać nie tylko w limuzyny swej poprzedniczki, ale i w buty.
Tylko, wziąwszy pod uwagę to, co się z polskimi autostradami dzieje, trzeba było zamówić coś dużo lżejszego. Na przykład operetkę lub operę komiczną.
Posłuchaj felietonu: