Ratownicy wodni poszukiwani. Winne przepisy i pieniądze
- Uspokajam wypoczywających, umowy z ratownikami są podpisane, będzie bezpiecznie zarówno nad jeziorem nyskim, jak i na basenie przy ul. Ujejskiego. Dziwię się jednak, że nyski WOPR, który ma status Wojewódzkiego Ośrodka Szkoleniowego w zakresie ratownictwa wodnego, nie przeszkolił swoich ratowników – mówi Mirosław Aranowicz. Jarosław Białochławek - szef Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Nysie uważa, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
- Nie zaspaliśmy, tylko ludzie nie mają pieniędzy – mówi Białochławek. Ratownik musi sam pokryć koszty takiego szkolenia, a jest to kwota ok. 3 tys. zł. Nyski WOPR zminimalizował koszty do 2.200 zł, ale dla niektórych to i tak za dużo. Kolejna sprawa, to pensje. Te proponowane nad jeziorem nyskim wynoszą ok.1400 zł za miesiąc pracy. Zdaniem prezesa WOPR, jak i samych ratowników, to nieadekwatne w stosunku do odpowiedzialności za bezpieczeństwo kąpiących się.
- Godna pensja moim zdaniem, to nie mniej niż 2.200 zł. Nie mówiąc o tym, że np. ratownicy na basenie w Głuchołazach mają po ponad 3 tysiące, a nad Bałtykiem znacznie więcej. Nic dziwnego, że chłopcy uciekają z Nysy – mówi prezes WOPR. Dodaje, że jednak nie jest tak źle, bowiem w przyszłym tygodniu 15 ratowników zdaje egzaminy, a kolejni będą się szkolić. WOPR podpisał bowiem umowę z Powiatowym Urzędem Pracy w Nysie i zgłosili się bezrobotni, którzy chcą nabyć takie kwalifikacje.
Posłuchaj:
Dorota Kłonowska