Pasażerowie wsiadający w Nowym Jorku na pokład Boeinga 747 nie zdawali sobie z pewnością sprawy, że postawiwszy nogę na pokładzie Jumbo Jeta stali się oto zakładnikami w niebezpiecznej wojnie politycznej, jaką toczyły ze sobą dwa światowe mocarstwa. Samolot miał ich przez Anchorage na Alasce zabrać do Seulu w Korei Południowej. Miał to być kolejny rutynowy lot.
Po drodze samolot zboczył jednak z kursu i wleciał na kilkadziesiąt kilometrów w przestrzeń powietrzną Związku Radzieckiego. W powietrze poderwano myśliwce.
Pilot jednego z nich, typu Su-15, najpierw oddał strzały ostrzegawcze przed kabiną Boeinga, później wystrzelił natomiast dwie rakiety. Jedna z nich trafiła. Samolot wpadł w korkociąg i runął do Morza Japońskiego. W momencie trafienia KAL007 znajdował się kilka kilometrów poza terytorium ZSRR. Na jego pokładzie było 269 osób. Nikt nie przeżył.
Do dziś trwają spory, jak mogło dojść do aktu tak bezprzykładnego barbarzyństwa. Część historyków obarcza winą za te wydarzenia klimat polityczny jaki ówcześnie utrzymywał się na świecie. Tak między innymi twierdzi John Lewis Gaddis podkreślając, że kilkanaście tygodni wcześniej prezydent USA Ronald Reagan zburzył dotychczasową równowagę militarną, opartą na wzajemnym odstraszaniu mocarstw, ogłaszając Inicjatywę Obrony Strategicznej, czyli tzw.” gwiezdne wojny”. Moskwa wpadła w panikę, a wyrazem histerii i przekonania najwyższych kremlowskich czynników, że wojna jest nieuchronna, był właśnie tragiczny finał lotu KAL007. Tuż po nim Rosjanie głosili zresztą światu, że maszyna realizowała misję szpiegowską nad terytorium ZSRR.
Dziś przyjmuje się, że tak raczej nie było, że mógł zawieść autopilot, choć akurat tej wersji nie potwierdziły odczyty z czarnej skrzynki, przekazanej nota bene dopiero w 1992 roku przez Borysa Jelcyna Amerykanom. Dzięki niej poznano za to inne przerażające w swej konsekwencji fakty. Otóż z odczytanych rozmów wynikało, że członkowie załogi przez większość lotu przebywali z odwiedzinami w kabinie pasażerów pierwszej klasy, w której podróżowali ich znajomi! W cockpicie pozostał najmłodszy stażem i wiekiem inżynier pokładowy, który nie znał się na nawigacji, nie był więc w stanie ocenić, czy samolot pozostaje na właściwym kursie. Sprawdzał wyłącznie, czy urządzenia maszyny pracują. Dziś wiemy, że pracowały do ostatniej chwili. Niosąc pasażerów lotu KAL 007 ku zagładzie.
Ireneusz Prochera (oprac. Małgorzata Lis-Skupińska)