Ba, ja nie wiem nawet, komu w tym sporze kibicować. Jakbym był na meczu jakichś egzotycznych czwartoligowych drużyn, które mnie ani ziębią, ani grzeją. A przecież tak nie jest. Żyję tu i teraz, w Opolu, a nazwy ulic, po których stąpam i nazwy obiektów, jakie codziennie mijam, powinny w jakiś tam sposób odzwierciedlać mój stan ducha – jak dobrze wyczyszczone buty, które są sygnałem, że ich właściciel nie jest rozmemłaną, skacowaną mendą. Co mówiąc, zerkam delikatnie pod stół, na stopy. Jest w porzo...
Przypomnijmy: miasto Opole chce podarować Havlowi jedną z opolskich ulic, zaś młody, energiczny poseł Solidarnej Polski sprzeciwia się temu. Postuluje, aby którąś z opolskich ulic poświęcić pamięci naszych bohaterów narodowych, nie nazbyt dotąd docenionych – na przykład Annie Walentynowicz.
Można zrozumieć tych, którzy twierdzą - jak poseł Patryk Jaki - że bliższa ciału koszula. Można też zrozumieć drugą stronę. Ale tu musi być kłótnia! Bo tu jest Polska. Jedni zatem odsądzają Jakiego od czci i wiary, bo jakże to nie uhonorować Wielkiego Vaszka, przyjaciela Polski i wspaniałego Europejczyka. Inni Jakiemu przyklaskują.
W obu przypadkach błotnym rykoszetem obrywają zarówno były prezydent Czech, jak i wielka suwnicowa, od której zatargu z komuną zaczął się w Polsce wielki narodowy zryw.
Bo u nas wszystko jest: albo, albo. Albo czerń, albo biel. Albo świętość, albo grzech. Nic pośrodku, a już tym bardziej – nic obok siebie. Nic razem. Nic pod rękę.
Spójrzmy jak się taka postawa przekłada na przykład na stosunek do katastrofy smoleńskiej. Jesteś za tym, aby jej ofiarom postawić pomnik w stolicy? To znaczy, że chcesz trwonić publiczny grosz na cmentarne symbole, zamiast inwestować go w modernizację Polski. Tak jakby się obie sprawy ze sobą kłóciły. Tak, jakbym nie mógł być zwolennikiem obu opcji.
Wracając na swojskie podwórko, to niby dlaczego nie miałoby być w Opolu ulicy i Anny Walentynowicz, i Wacława Havla? Komu by przeszkadzało? Co by się takiego stało, gdyby te obie wybitne postacie zaistniały w świadomości Opolan jednocześnie? Ba, gdyby je nawet zaczął obsługiwać ten sam listonosz?
Posłuchaj felietonu: