Słownik przekleństw wydało Archiwum Państwowe w Opolu
"Agresja językowa w polszczyźnie śląskiej” to tytuł publikacji, którą wydało Archiwum Państwowe w Opolu. Książka zawiera „słownik wyzwisk, obelg i wypowiedzi obraźliwych”, których używano od połowy dziewiętnastego wieku do czasów przed wybuchem II wojny światowej. Materiałem badawczym dla autorów były protokoły z ksiąg sądowych powiatu strzeleckiego.
- Jest kilka takich wulgaryzmów, które zupełnie już wymarły – mówi Małgorzata Iżykowska z archiwum. - Takim typowym przykładem jest "wak", czyli słowo, które dziś zupełnie nie jest identyfikowane przez Ślązaków.
Nie spotkałyśmy nikogo, kto wiedziałbym, co właściwie oznaczało to słowo i dlaczego było obraźliwe. Jest to zapożyczenie z łacińskiego słowa "wagina". Było to wyzwisko oznaczające część ciała, ale również osobę, która nie cieszyła się dobrą opinią w środowisku - dodaje.
- Sprawy związane z użyciem wyzwisk i przekleństw kierowano do sądów rozjemczych. Zajmowały się one błahymi sprawami, które nie nadawały się do sądów królewskich – mówi Aleksandra Starczewska-Wojnar z archiwum.
- Niektórzy sędziowie rozstrzygali po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset spraw rocznie, więc musiały być one rozpatrywane cały czas na bieżąco. Chociaż zależało to przede wszystkim od rozjemcy, którzy pod swoją jurysdykcją mieli do 2000 osób. Była to jedna miejscowość albo kilka. Liczba spraw zależała od tego, na ile dany rozjemca był sprawny, ale także od zaufania publicznego, które posiadał - dodaje.
Więcej o słowniku przekleństw we wtorkowych (1.12) "Rewirach kultury".
Promocję publikacji zaplanowano na 16 grudnia. Dodajmy, że oprócz książki poświęconej przekleństwom archiwum przygotowało w ostatnim czasie także pozycję zatytułowaną „Wychować człowieka nowego… Kronika Publicznej Szkoły Powszechnej nr 2 w Nysie z lat 1945-1951”.
Nie spotkałyśmy nikogo, kto wiedziałbym, co właściwie oznaczało to słowo i dlaczego było obraźliwe. Jest to zapożyczenie z łacińskiego słowa "wagina". Było to wyzwisko oznaczające część ciała, ale również osobę, która nie cieszyła się dobrą opinią w środowisku - dodaje.
- Sprawy związane z użyciem wyzwisk i przekleństw kierowano do sądów rozjemczych. Zajmowały się one błahymi sprawami, które nie nadawały się do sądów królewskich – mówi Aleksandra Starczewska-Wojnar z archiwum.
- Niektórzy sędziowie rozstrzygali po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset spraw rocznie, więc musiały być one rozpatrywane cały czas na bieżąco. Chociaż zależało to przede wszystkim od rozjemcy, którzy pod swoją jurysdykcją mieli do 2000 osób. Była to jedna miejscowość albo kilka. Liczba spraw zależała od tego, na ile dany rozjemca był sprawny, ale także od zaufania publicznego, które posiadał - dodaje.
Więcej o słowniku przekleństw we wtorkowych (1.12) "Rewirach kultury".
Promocję publikacji zaplanowano na 16 grudnia. Dodajmy, że oprócz książki poświęconej przekleństwom archiwum przygotowało w ostatnim czasie także pozycję zatytułowaną „Wychować człowieka nowego… Kronika Publicznej Szkoły Powszechnej nr 2 w Nysie z lat 1945-1951”.