"Zalać czy wystrzelić w kosmos?" Problem z nyską Wieżę Ciśnień
Górująca nad fortami Wieża Ciśnień z 1907 roku, zwana także Wieżą Bismarcka, nie ma szczęścia do gospodarza i jej komfortowe sale świecą pustkami. Nie zadomowiła się tam kawiarnia, punkt turystyczny ani sale fitness. Niedawno z wieży wyprowadził się także przedsiębiorca z Głuchołaz, który otworzył tam galerię sztuki.
- Wygląda jak rakieta, najlepiej byłoby wystrzelić ją w kosmos, przyznaję, że nie mam na nią pomysłu – mówi burmistrz Nysy.
Nie jest to budowla tania w utrzymaniu z uwagi na ogrzewanie, oświetlenie, czy monitoring. Rocznie kosztuje miasto kilkadziesiąt tysięcy złotych, podczas gdy obiekt świeci pustkami i nie ma też zbyt wielu chętnych do korzystania z tarasu widokowego czy ścianki wspinaczkowej.
Na nietuzinkowy pomysł zagospodarowania Wieży Ciśnień wpadł nieetatowy doradca burmistrza, jednocześnie zawodowy strażak i nurek – Wojciech Zwardoń. Uważa,że wnętrze wieży należałoby wypełnić wodą, czyli przywrócić jej funkcję sprzed 70 lat. Powstałby rodzaj wodnego silosu głębokości 35 metrów służącego nurkom i amatorom sportów ekstremalnych.
- Są tylko dwa takie obiekty w Europie. Wiem, że w podobnej wieży we Frankfurcie kolejka pasjonatów z różnych krajów sięga tygodni – mówi Zwardoń.
Problem w tym, że nyska Wieża Ciśnień została wyremontowana kosztem kilku mln zł z funduszy unijnych i na razie nie można swobodnie dysponować tym obiektem.
Posłuchaj:
Dorota Kłonowska