Wpędziło mnie to w zaszczyt, ale i zakłopotanie, bo jaki tam ze mnie literat? Za to czytelnik, i owszem, dość namiętny.
Zacząłem kasandrycznie, bo od omówienia pewnej powieści, której akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości. Główny bohater zachował zwyczaj praktykowany przez coraz rzadsze grupki starzejących się ekscentryków – a mianowicie skłonność do czytania "niecyfrowych artefaktów medialnych". Tak w powieściowej przyszłości określa się to, co my dziś nazywamy jeszcze "książkami".
W jednej ze scen bohater próbuje czytać w samolocie tomik opowiadań Czechowa, jednak zauważa, że kilka osób z pierwszej klasy spogląda na niego z obrzydzeniem. - Facet! To cuchnie jak przepocone skarpetki - powiedział mu siedzący obok wysportowany japiszon.
Czytanie według autora stanie się passe, jak dziś palenie papierosów w społeczeństwach wyżyłowanych fitnessem i polityczną poprawnością.
W innym fragmencie młoda kochanka bohatera, jedna z tych na stałe podłączonych do sieci, sformatowanych cyfrowo idiotek, ogląda jego wypełniony książkami pokój tak jak my oglądamy pomieszczenie, w którym jakiś wariatuńcio zgromadził setki zabytkowych młynków do kawy.
Czy taka będzie przyszłość książki? - zapytałem zgromadzonych na Forum poetów, prozaików, eseistów, a oni popatrzyli na mnie z nienawiścią, jakbym to ja był winien zapaści czytelnictwa.
Lecz zaraz ich pocieszyłem, gdyż moim zdaniem czytelnictwo literatury nie umrze. Z odsieczą przyjdzie mu wyklinana dziś przez literatów nowoczesność.
E-booki, czyli elektroniczne książki, tablety i inne czytniki już za kilka lat przyniosą nową erę czytelnictwa. Uniezależnią nas od księgarń i od kaprysów koncernowych. Jednym klikiem będziemy mogli ściągnąć sobie tanio nowości bez konieczności czekania na nie (do Opola przychodzą z opóźnieniem), a na wakacje pojedziemy z całą zawartością Wojewódzkiej Bibliotek Publicznej w plecaku. Bo będzie ona ważyć tylko tyle, ile waży e-book, który na dodatek do złudzenia będzie przypominał książkę. A już Japończyków w tym głowa, aby e-booki ważyły jak najmniej.