Pod honorowym patronatem słynnego polskiego hydraulika, mieliby go prowadzić emerytowani inżynierowie od kanalizacji i wodociągów, oraz ci młodzi fachowcy z branży, którzy wskutek własnej gapowatości nie załapali się na roboty w Anglii lub Niemczech.
Otwarcie nowego kierunku byłoby nie tylko krokiem milowym w dziejach szkolnictwa artystycznego, ale likwidowałoby bezrobocie w dużym segmencie rynku pracy oraz pobudzało - tłamszony recesją - krajowy rynek materiałów budowlanych. Obi z Castoramą już zacierają ręce.
Bo jest ze sztuką nowoczesną jak?
Dziś artysta już nie maluje martwych natur albo żywych scen historycznych, nie mówiąc o myśliwskich, bo to podobno obciach. Dziś artysta już nie rysuje konia w galopie, bo raczej tego nie potrafi. Dziś nie rzeźbi już on tak, jak Wit Stwosz, bo to wymaga czasu, mozołu i kunsztu.
Dziś artysta wystawia INSTALACJE.
To może być kawałek rury kanalizacyjnej wsadzonej w miskę klozetową ewentualnie kolanko od zlewu lub słoik z paznokciami, które twórca zbierał przez lata z dywanu w słusznej nadziei, że go za ten trud wynagrodzą kiedyś gazetowi specjaliści od sztuki nowoczesnej.
Ważne, aby sobie do swojego dzieła dorobił legendę lub – użyję modnego ostatnio słowa – narrację. Ważne, aby je stosownie objaśnił. Bo dziś kawałek rury jest dopóty kawałkiem rury, dopóki nie ma narracji. Potem staje się dziełem sztuki.
Mówię to poruszony ohydą zdjęcia w Gazecie Wyborczej, które prezentuje odrażający dywan z ludzkich włosów, będący instalacją autorstwa niejakiej Krystyny Piotrowskiej, artystki podobno wybitnej.
Dziennikarka gazety otwiera usta, ale nie po to, aby zwymiotować, lecz aby spijać tłumaczenia artystki, że ten dywan to – cytuję – próba oswojenia doświadczenia Auschwitz.
Aż się chce włosy z głowy rwać.
Posłuchaj felietonu: