Ringo Starr twierdzi, że gdyby nie Paul McCartney, Beatlesi nie nagraliby tak wielu płyt
Beatlesi należą do tego nielicznego grona artystów, którzy w pełni zasługują na miano legendy. Dokonali prawdziwej rewolucji w muzyce, odważnie łącząc różne style, mieli wpływ na powstanie teledysków muzycznych i spopularyzowali koncerty grane na dużych obiektach. Choć zespołem targały wewnętrzne konflikty, które ostatecznie w 1970 roku doprowadziły do rozpadu, należy przyznać, że zespół nie zmarnował ani jednego roku ze swojej działalności. Światowa sprzedaż ich nagrań jest szacowana na 600 mln do 1 mld egzemplarzy, co jest najwyższym wynikiem spośród wszystkich wykonawców w dziejach przemysłu fonograficznego.
W niedawnym wywiadzie, którego Ringo Starr udzielił stacji AXS TV, perkusista formacji zaznaczył, że o ich sukcesie zdecydowało kilka ważnych czynników. Poza muzyczną odwagą i błyskotliwością, artyści, którzy, jak przyznał Starr, rzadko żyli w zgodzie, nie pozwalali, by wewnętrzne konflikty wpływały na ich pracę. „Nie dogadywaliśmy się. Było nas czterech, byliśmy nakręceni. Ale to nigdy nie kolidowało z muzyką. Niezależnie od tego, jak wielka była awantura, kiedy trzeba było stanąć na wysokości zadania, każdy z nas dawał z siebie wszystko” – wspomniał Starr.
Czynnikiem, który zdecydował może nie tyle o sukcesie, ale na pewno o tym, jak duży był ich dorobek, był pracoholizm Paula McCartneya. Starr zdradził, że gdy życie osobiste każdego z muzyków zaczęło się układać, ich mobilizacja do pracy słabła. „Wysiłek, który włożyliśmy w coś, na co naprawdę ciężko pracowaliśmy, zaczął blednąć. I do dziś dziękujemy Paulowi, który był pracoholikiem w naszym zespole. Dzięki niemu nagraliśmy o wiele więcej płyt. To on zagrzewał nas do pracy” – przyznał. (PAP Life)
mdn/moc/