Dzisiaj ta płyta wydaje się klasyczną, ale moment wydania był wielką niewiadomą i wzbudziła mieszane uczucia. Głównie za sprawą braku Rogera Watersa, co jest wyraźnie słyszalne, ale w efekcie ostatecznym to nowe otwarcie w karierze, nie tylko przekonało starych, ale zdobyło też grono nowych fanów i brzmieniowo doskonale broni się po latach i nie starzeje.