- Zauważyliśmy zjawisko i chcemy coś z nim zrobić, ale przełożenie go na język prawa i włożenie do starego kodeksu pracy jest dla mnie czymś nieosiągalnym. Czarno to widzę - powiedział dr. Jerzy Szteliga z OPZZ. - Problem jest fundamentalny i poważny, ale nie da się tego uregulować, bo diabeł tkwi w szczegółach. Wszystkich szczegółów nie da się skodyfikować i zapisać w ustawie. Powinny być one opisywane w umowie między pracodawcą i pracownikami.
- Projekt ustawy jest moim zdaniem do kosza. Jestem przeciwny, na ten moment, opisywaniu pracy zdalnej i wprowadzaniu jej do kodeksu pracy - powiedział Grzegorz Kuliś z BCC. - Zaproponowane zapisy są zbyt ogólne. Na przykład zapis o tym, że praca ma być wykonywana w miejscu zamieszkania, a zmiana miejsca na inne wymagać będzie zawarcia z pracodawcą zawrzeć odpowiednie porozumienie. Jeśli jestem informatykiem i pracuje z plaży w Tajlandii i będę chciał zmienić plażę to będzie trzeba zawierać porozumienie z pracodawcą - wskazuje Grzegorz Kuliś. Podkreśla on, że jego zdaniem praca zdalna dość dobrze funkcjonuje na linii pracodawca-pracownik. Nie powinna być teraz regulowana, powinna być pozostawiona wolnemu rynkowi.
- Jest jeszcze kilka kuriozalnych zapisów. Na przykład zwrot kosztów za energię elektryczna. W prywatnych domach jest tańsza, to oszczędność dla pracodawcy, znając kuriozalne podejście instytucji fiskalnych może się okazać, że nieuprawniony dochód dla pracodawcy - powiedział Piotr Pancześnik z Kongregacji Przemysłowo-Handlowej. - Zgadzam się z Grzegorzem, że należałoby to zostawić uregulowaniu między pracodawcą a pracownikiem.