Można się dziwić jak w 15 lat po upadku powstania listopadowego można było sądzić, że wraz z grupą kilkudziesięciu spiskowców uda się skutecznie walczyć o niepodległość. Okazuje się, że z perspektywy Krakowa sprawy wyglądają zawsze trochę inaczej. Wszak w końcu i Piłsudski wyruszył z Krakowa do Niepodległości w niespełna 200 osób. Jednakże w czasach Piłsudskiego sytuacja była nieco inna.
Dlaczego w 1846 roku spiskowcy w Galicji sądzili, że mają szanse? Po pierwsze dlatego, że Kraków miał wówczas status Wolnego Miasta, więc na co dzień nie oglądano tam zaborczej armii. Po drugie wyczuwano już napięcia społeczne, które z całą mocą wybuchły dwa lata później jako tzw. Wiosna Ludów. Właśnie te społeczne napięcia chcieli wykorzystać krakowscy spiskowcy, obiecując chłopom uwłaszczenie. Liczyli, że wciągając na sztandary sprawę chłopską zapewnią powstaniu tysiące ochotników.
Niestety spiskowcy nie zorganizowali akcji oświatowej wśród chłopstwa, a kumulujące się na galicyjskiej wsi poczucie krzywdy wykorzystane zostało przez Austriaków, którzy rozpuścili po wsiach plotkę jakoby szlachta szykowała akcję zbrojną przeciwko chłopom. Chłopi widzący ruch w dworach (przygotowania do powstania), łatwo uwierzyli i rozpoczęli tzw. rzeź galicyjską, która do literatury przeszła jako "krwawe zapusty".
Rozruchy te skutecznie utrudniły mobilizację prowincjonalnych powstańców. Wg różnych źródeł zginęło od 1200 do 3000 osób - szlachty, urzędników i księży. Gdy chłopskimi rękami spacyfikowano powstańców, wojsko austriackie przywróciło porządek na wsiach.
Powstanie krakowskie zakończyło się 3 marca opuszczeniem oblężonego przez Austriaków Krakowa przez oddziały powstańcze, które skierowały się do zaboru pruskiego.