17 grudnia 1970 r. na polskim Wybrzeżu do powracających do pracy po strajku stoczniowców wojsko i milicja otworzyły ogień. Znamy z piosenki postać niesionego na drzwiach Janka Wiśniewskiego. Tak naprawdę nazywał się Zbyszek Godlewski. Nie był jedyną ofiarą grudniowego świtu, bo robotników zabitych tego pamiętnego dnia liczy się na dziesiątki, a historycy do dziś spierają się o dokładną ich liczbę.
Do dziś, za tamtą zbrodnię nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Nigdy nie było do takich rozliczeń woli politycznej i wygląda na to, że nadal jej nie ma. Przeciwnie, już w niecały rok po grudniowych wydarzeniach na Wybrzeżu postanowiono zorganizować akademię, na której mieli być nagrodzeni najbardziej zasłużeni w pacyfikowaniu Wybrzeża funkcjonariusze.
Stosowną okazją po temu miało być święto Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Jego obchody z udziałem najwyższych dostojników państwowych miały się odbyć w auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu 6 października 1971 roku. Przewidziano oficjalne wystąpienia, medale, nagrody, odznaczenia dla wszystkich tych, którzy niedawno tak ciężko się “napracowali" na Wybrzeżu.
O planowanych obchodach pracownik techniczny opolskiej WSP Jerzy Kowalczyk dowiedział się z radia Wolna Europa. Postanowił nie dopuścić do tej uroczystości. W noc poprzedzającą święto milicji zdetonował pod posadzką auli bombę wykonaną własnoręcznie z trotylu wydobytego z niewypałów. Budynek uległ poważnym zniszczeniom i uroczystość trzeba było odłożyć.
Natychmiast rozpoczęło się śledztwo, które doprowadziło do wykrycia sprawcy i w lutym 1972 r. aresztowano najpierw Jerzego Kowalczyka, a zaraz potem jego brata Ryszarda, doktora fizyki, który pomagał bratu w obliczeniach i rozwiązaniu problemów technicznych przy budowie mechanizmu detonującego. Oskarżono ich o dokonanie zamachu na funkcjonariuszy państwowych, pomimo że w wyniku ich działań nikt nie odniósł najmniejszych obrażeń.
8 września 1972 roku Sąd Wojewódzki w Opolu skazał Jerzego Kowalczyka na karę śmierci, a Ryszarda Kowalczyka na 25 lat więzienia. Surowość wyroków wywołała szereg protestów, które zakończyły się złagodzeniem kar. Karę śmierci zamieniono Jerzemu Kowalczykowi na 25 lat pozbawienia wolności. Karę Ryszarda skrócono do 20 lat.
Na wolność Ryszard Kowalczyk wyszedł po 11 latach, w sierpniu 1983 r., a Jerzy Kowalczyk został uwolniony dopiero po 13 latach więzienia w kwietniu 1985 roku.