Stal Nysa wciąż pozostaje bez zwycięstwa w siatkarskiej PlusLidze. Co prawda w poniedziałek (09.11) ugrała jeden punkt w spotkaniu z MKS-em Będzin, ale w starciu dwóch drużyn z dołu tabeli mogła to spotkanie zakończyć z trzema oczkami na koncie. Nyscy siatkarze zagrali pierwszy ligowy mecz po przymusowej przerwie związanej w potwierdzonymi w drużynie przypadkami COVID-19.
Spotkanie rozpoczęło się od zwycięstwa przyjezdnych 25:21, ale od drugiego seta gospodarze dominowali na parkiecie wygrywając 25:17 i 25:22. W czwartej partii zbudowali już przewagę i byli bliscy zwycięstwa za trzy punkty, ale w końcówce seta popełnili kilka błędów, co pozwoliło rywalom nie tylko dogonić beniaminka PlusLigi, ale i zwyciężyć 26:24. W tie-breaku po raz czwarty w tym sezonie lepsi byli rywale Stali. MKS pokonał nyski zespół 15:12, a w całym spotkaniu zwyciężył 3:2.
- Znowu chyba troszeczkę za szybko chcieliśmy wygrać - mówi Łukasz Łapszyński, przyjmujący Stali. - Brakuje nam tej wygranej i widać było, że po tej przerwie próbowaliśmy. Niestety, nie udało się po raz kolejny - dodaje.
- To był gorzki powrót - podsumowuje przyjmujący Stali Bartosz Bućko. - Mogło się to skończyć inaczej, bo mieliśmy czwartego seta na wyciągnięcie ręki. Będzin nie robił błędów, a my na własne życzenie go przegraliśmy. Jeżeli nie będziemy wykorzystywać takich sytuacji, to będziemy przegrywać każdy mecz. Fakt, że jesteśmy nowym zespołem, ale nie można tak grać i nie wykorzystywać takich sytuacji - podkreśla.
Stal jest jedyną drużyną w ekstraklasie, która do tej pory nie wygrała żadnego spotkania ligowego. Szansę na odbicie się od dolnych części tabeli będzie miała już w sobotę (14.11), gdy zmierzy się na własnym parkiecie ze Ślepskiem Suwałki.