W ubiegłym roku brzescy strażacy odnotowali więcej zgłoszeń i interwencji. O 20% więcej było pożarów, wypadków samochodowych i miejscowych zagrożeń. Wraz ze wzrostem wszystkich zdarzeń, więcej pojawiło się też alarmów fałszywych. Dziś to nie są już głupie żarty, a zgłoszenia w dobrej wierze lub niepoprawnie działające systemy przeciwpożarowe zainstalowane w urzędach i instytucjach. Te ostatnie stanowią coraz większy problem dla ratowników.
St. kpt. Jacek Nowakowski z brzeskiej straży pożarnej mówi Radiu Opole, że monitoring przeciwpożarowy, który funkcjonuje w wielu miejscach na terenie Brzegu potrafi płatać figle.
- Jeżeli chodzi o takie usterki typowo techniczne, to zdarzają się one w obiektach, które świeżo zostały podłączone do naszego systemu. My to nazywamy, jako choroby wieku młodzieńczego. Wszystko musi po prostu się dotrzeć, ale mamy też sporo innych przypadków. W obiektach, w których działają czujki dymowe są przeprowadzane mniejsze lub większe remonty. Pojawiają się ekipy pracowników, które o takich zabezpieczeniach nie wiedzą. Wystarczy, że jedna z osób w danym pomieszczeniu zapali papierosa, to my mamy już alarm i musimy wjechać do takiego zgłoszenia.
Nowakowski dodaje, że w przypadku takiego zgłoszenia wysyłane na miejsce są trzy samochody pożarnicze. W tym czasie te siły mogłyby być potrzebne przy innym zdarzeniu. Dziś pod system monitoringu brzeskiej straży pożarnej podpiętych jest 10 obiektów.
W 2017 roku ratownicy wyjeżdżali łącznie do 100 fałszywych alarmów.