Nie chcę tu analizować sprawy szczegółowo, bo zrobiło to już przede mną przynajmniej ze stu dziennikarzy, powiem tylko tak:
Dla mnie te zapory, postawione przed ratownikami są symbolem tego, jak bardzo nasze państwo oraz służące mu firmy prywatne odgradzają się od obywatela, któremu mają służyć i na którym zarabiają. I jak bardzo chcą go – mówiąc językiem młodzieżowym – skroić na kasę.
I jak bardzo mu nie ufają, skoro boją się wydzielić na autostradzie jeden wolny pas bez grodzenia go i obwarowywania specjalnymi prawami. Że niby co? Że niby pchaliby się tam ci, którzy nie mają na dachu koguta, a tylko kogucią, przekorną naturę? I że zarządcy przeszłoby koło nosa parę złotych?
Jeśli tak, to mamy tu do czynienia z taką mentalnością, która nakazuje przywiązywanie sztućców łańcuchem do stołu. Którą to scenę pamiętamy z kultowego filmu „Miś”. Bo obywatel ukradnie państwu widelec.
Właściwie to zarządca autostrady powinien postawić wystawny obiad załodze karetki, która wyłamała ten szlaban na A-4. Dlaczego? Bo swym uczynkiem mimochcąc przykryła medialnie inne niedociągnięcie. To mianowicie, że przy wjazdach i wyjazdach z autostrady tworzą się ogromne i denerwujące korki. Bo jest za mało bramek.
To trochę jak w tych sieciowych supermarketach, kinach, czy hamburgerowniach, nie mówiąc już o PKP czy Poczcie Polskiej, gdzie okienek i kas jest milion, ale zawsze pracują tylko dwie, więc stój i czekaj, frajerze.
Oczywistość paradoksu aż bije po oczach, ale go tu wyrecytuję:
Oto autostrada, wybudowana za pieniądze kierowców, które zapłacili oni w cenie paliwa, i mająca przyśpieszyć ruch drogowy – skutecznie go spowalnia. Na dodatek kierowcy bulą za to spowolnienie dodatkowy opłatę. I to na tyle słoną, że niektórych odstraszy to w ogóle od korzystania z naszych A-ile-by-ich-tam-nie-było. Choć na razie jest mało i w kawalątkach.
To tak, jakby wielkim staraniem postawić publiczną toaletę, a potem okazałoby się, ze jest w niej za mało kabin, na dodatek sroga WC-baba pobiera takie opłaty, że bardziej opłaca się iść z potrzebą w krzaki.
Posłuchaj felietonu: