Choć pewnie nie wszystkich, bo tych przedstawicieli władzuchny, którym zdarzają się publiczne gafy wprawił pewnie w dobry humor. Teraz mogą sobie powtarzać: „nie ja jeden dałem plamę”.
Bo czymże przy „polskich obozach śmierci” prezydenta USA jest paskudny błąd ortograficzny prezydenta Komorowskiego, który łączył się w bólu przez „u” otwarte? Aż się nam, polonistom, gęby pootwierały w zdumieniu na widok tego otwartego „u”. Albo czym przy kaczanie Osamy - sorry, Obamy! - jest niewinny „irasiad” świętej pamięci prezydenta Kaczyńskiego? To jak słonik z porcelany przy słoniu w składzie porcelany.
No, może jeden jedyny Lech Wałęsa mógłby się porównywać z Obamą, taka z niego pierwszorzędna gapa językowa. Gdyby kiedyś gdzieś na rybach Osama... pardon, Obama, spotkał się z naszym Wałęsą, mogliby sobie uścisnąć dłonie – jak bobsleista z bobsleistą. No tak, znów się pomyliłem. Oczywiście – jak noblista z noblistą.
Warto też zauważyć, że na fali sprostowań i oburzeń po Barakowych „polskich obozach śmierci” po raz kolejny objawił się tajemniczy naród NAZISTÓW. Zawsze, gdy mowa o Auschwitz, Zagładzie i krematoriach, tylekroć jako sprawców tych okropieństw wskazuje się NAZISTÓW.
Z jednej strony bezpardonowo: „polskie obozy śmierci”, a z drugiej – nieokreśleni NAZIŚCI. Naziści to, naziści tamto... Ki diabeł, ci NAZIŚCI? Z kosmosu przylecieli?
Matury już za nami, ale może wprowadźmy za rok jakieś pytania dotyczące tych egzotycznych NAZISTÓW. Gdzie leżała ich stolica? Jakim mówili językiem? Kto był ich przywódcą i na którą stronę czesał grzywkę?
Nie wiem tylko, czy miałyby to być pytania z historii czy może z geografii?
Posłuchaj felietonu: