- Ta sytuacja jest sytuacją nienormalną, bo walczyliśmy z pandemią. W marcu nikt nie przypuszczał z jakim kryzysem walczymy. Cały świat postanowił "produkować" pieniądz, żeby zapłacić pracodawcom, żeby nie zwalniali pracowników. Według wskaźnika podaży pieniądza mamy 280 mld - to pieniądz pusty, wyprodukowany i to nie jest tylko problem Polski ale i całego świata - ocenił ekonomista
dr Artur Żurakowski
- Tak jak na początku pandemii, jeśli chodzi o gospodarkę niewiele wiemy. Wiemy tylko, że gospodarka Polski trzyma się na przemyśle, który dziwnym trafem dobrze się ma, ale inflacja np. w USA stwarza też zagrożenie dla nas - powiedział dr Jerzy Szteliga z OPZZ.
- FED i NBP w swoich komunikatach stwierdziły, że skok inflacyjny nie jest spowodowany nadmierną konsumpcją ale wzrost cen nośników energii, wzrost cen ropy i niskie nakłady inwestycyjne w gospodarce - ocenił Piotr Pancześnik z Kongregacji Przemysłowo-Handlowej.
- Polska gospodarka zdała egzamin, obroniła się, oprócz branż gastronomicznej, hotelarskiej i eventowej. One były tłamszone, ale na pewno szybko się odbuduje - uważa Grzegorz Adamczyk z Solidarności. - Problem jest w tym, że wiele komponentów do produkcji jest z Chin i ich brakuje. Drożeją komponenty i my, jako konsumenci za to zapłacimy.
- Tarcze pomocowe skierowane na utrzymanie miejsc pracy spowodowały dramatyczną sytuację w wielu branżach, że brakuje pracowników. Wynika to ze sztucznego utrzymywania miejsc pracy - zwrócił uwagę Grzegorz Kuliś z BCC. - Poza tym branża budowlana "wyssała" pracowników z branży gastronomicznej i hotelarskiej i oni nie chcą już wracać, bo w budowlance zarabiają znacznie lepiej.