Łódź/ Stroje projektantki z Ukrainy na aukcji towarzyszącej wyborom Miss Polonia
To czysty przypadek, że Olga trafiła właśnie do Łodzi. Kiedy w połowie marca z walizkami znalazła się na dworcu w Warszawie, nie wiedziała nawet, gdzie mogłaby się zatrzymać. Skorzystała z pomocy wolontariuszki, która w internetowej bazie dla uchodźców wyszukała jej miejsce noclegowe oferowane przez firmę Pelion. Łódź kojarzyła jej się z przemysłem włókienniczym, pomyślała więc, że może będzie to dla niej dobre miejsce.
"Od początku wojny pomagamy uchodźcom z Ukrainy - z myślą o nich postanowiliśmy przerobić część naszych pomieszczeń biurowych na 50 miejsc noclegowych. Oferujemy im też wyżywienie w naszej stołówce zakładowej i opiekę medyczną. Gdy w połowie marca przyjmowaliśmy naszych gości, to z każdym rozmawialiśmy, co chciałby u nas robić. Olga na początku stwierdziła, że może pracować gdziekolwiek, choćby w magazynie, ale gdy okazało się, że we Lwowie od 16 lat prowadziła pracownię, w której projektuje i szyje stroje ozdabiane własnoręcznie malowanymi wzorami i gdy zobaczyliśmy jej projekty w internecie, stało się jasne, że takich umiejętności nie można zmarnować" - powiedziała PAP dyrektorka komunikacji i PR w Pelionie Grażyna Tomala-Tylman.
Spotykamy się w łódzkiej pracowni Olgi, urządzonej w tym samym biurowcu, gdzie wraz ze swoimi rodakami znalazła schronienie przed wojną. Od dłuższego czasu trwa tu wytężona praca - projektantka od 3 tygodni przygotowuje specjalną kolekcję strojów, która zostanie przekazana na aukcję charytatywną, odbywającą się 27 maja podczas przyjęcia po gali finałowej konkursu Miss Polonia. Głównym sponsorem tego konkursu są Drogerie Natura - spółka z grupy Pelion.
"Liczymy na to, że wśród ponad 300 gości gali znajdą się osoby, które zechcą wesprzeć talent Olgi, ale także cel charytatywny, bo dochód z licytacji przekażemy na pomoc uchodźcom" - dodała Tomala-Tylman.
Każda sztuka odzieży jest unikatowa, bo ozdobiona ręcznie malowanym wzorem, zaś sama ich autorka zapewnia, że nigdy nie maluje dwóch identycznych motywów. Są to przede wszystkim kwiaty, które często - choć nie zawsze - nawiązują do tradycyjnego ukraińskiego rękodzieła.
"W Ukrainie kobiety lubią wyszywanki i ja też się tym zajmowałam. Miałam dużo zamówień na sukienki i koszule ozdobione takimi wzorami, tak dużo, że w końcu powiedziałam - chyba wam to wszystko namaluję. A potem zastanowiłam się, że dlaczego nie. Wiedziałam, że są farby do malowania na tkaninie, spróbowałam i tak się wciągnęłam, że to stało się moją specjalnością" - wyjaśnia projektantka.
Przygotowania kolekcji dla Drogerii Natura zostały nieoczekiwanie przerwane na cztery dni. Tyle czasu zajęła Oldze szybka wizyta we Lwowie, po to by wziąć ślub z Igorem. Przed wybuchem wojny para nie planowała jeszcze ślubu, ale wojenne okoliczności sprawiły, że wszystko nabrało niezwykłego przyspieszenia. Igor, który jest majorem ukraińskiego wojska, obawiał się, że wkrótce zostanie odesłany na wschód, więc przez telefon poprosił ukochaną o rękę.
"Dziwnie się czułam w przypadkowej sukience z sieciówki - ja, która zaprojektowałam tyle sukien dla innych panien młodych. Obrączki też kupiliśmy takie, które akurat pasowały" - opowiada Olga.
Chociaż lwowianka obawiała się, czy w ferworze przygotowań kolekcji może wyjechać na niespodziewany ślub, Grażyna Tomala-Tylman, która bardzo jej kibicuje, zapewniła, że najważniejsze jest szczęście osobiste, a z szyciem i malowaniem na pewno zdąży. I tak się stało - zwykle przygotowanie jednej kreacji zajmuje Oldze tydzień, teraz w ciągu trzech tygodni przygotowała dziesięć modeli, które zaprezentują na sobie finalistki Miss Polonia. Ale Ukrainka nie narzeka, cieszy się z tego, że w Polsce może robić to, co umie najlepiej i co kocha.
"To dla mnie taka arteterapia, która pomaga na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje. W Ukrainie pozostała moja rodzina i na pewno chciałabym tam wrócić, ale od wybuchu wojny nie robię żadnych życiowych planów. Ale wierzę w nasze zwycięstwo, w siły zbrojne - w końcu mąż jest oficerem. Wierzę w to, że wojna się skończy i będziemy mogli żyć naszym zwyczajnym życiem" - podkreśla Olga Sołowiej.(PAP)
Autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska
agm/ mhr/