Ukraina/ Rok po katastrofie lotniczej pod Charkowem akt oskarżenia wciąż nie trafił do sądu
"Ukraina zawsze będzie pamiętać o swoich bohaterach" - napisał na Twitterze w sobotę prezydent Wołodymyr Zełenski, składając raz jeszcze kondolencje bliskim ofiar. Bólu związanego z tą stratą nie da się uśmierzyć - dodał.
Na pokładzie maszyny, która rozbiła się podczas lądowania w pobliżu drogi pod miastem Czuhujiw, było 20 słuchaczy Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sił Powietrznych Ukrainy i siedmiu oficerów. Na miejscu tragedii znaleziono łącznie 25 ciał, jedna osoba zmarła w szpitalu, a jedna została ranna i przeżyła. Był to lot szkoleniowy.
Dotychczas o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z katastrofą poinformowano sześć osób. "Podejrzanych o złamanie zasad lotów, przygotowania do nich i zasad eksploatacji aparatów lotniczych, co doprowadziło do katastrofy i poważnych skutków, oraz o niedbały stosunek do służby jest sześciu wojskowych" - napisała w sobotę prokurator generalna Ukrainy Iryna Wenediktowa.
Poinformowała, że siedem miesięcy po katastrofie zakończono śledztwo. Zebrano ponad 60 tomów materiałów.
Wśród podejrzanych jest były dowódca sił powietrznych Ukrainy Serhij Drozdow. Według Wenediktowej sprawa katastrofy jest "pół kroku od sądu", ale skierowanie aktu oskarżenia odciąga w czasie obrona byłego dowódcy.
Śledczy uważają za jedną z głównych przyczyn katastrofy pozwolenie na wykonywanie manewru touch and go, kiedy koła lądującego samolotu dotykają pasa startowego i maszyna ponownie wzbija się w powietrze.
Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ ap/