Britney Spears publikuje w sieci kolejne prowokujące zdjęcie?!
Gdy w sobotę na instagramowym profilu artystki pojawiło się jej zdjęcie w skąpych dżinsowych szortach, ale bez koszulki, w sieci zawrzało. Jej post zdobył ponad 953 346 polubień w niecałą godzinę, a także 31 000 komentarzy chwalących ją za poczucie „wolności”. Ale gdy informacja o tym, jakie zdjęcia była księżniczka popu publikuje w Internecie przedostała się do serwisów poświęconych życiu celebrytów, wśród komentarzy nie zabrakło sugestii, że tak "swobodne" zachowanie jest nie najlepszą taktyką?! Oczywiście w kontekście toczącej się w sądzie batalii o pozbawienie jej ojca kurateli nad nią. A zdawać by się mogło, że mamy XXI wiek, kobiety od dawna mają prawo do studiowania i brania udziału w głosowaniu.
Reakcje postronnych obserwatorów walki Britney Spears o odzyskanie prawa decydowania o sobie są najlepszym dowodem na to, że przed nią bardzo trudna batalia. Jamie Spears, który od 13 lat sprawuje kontrolę nad życiem prywatnym i zawodowym swojej dorosłej córki, dokonał bowiem niemożliwego - przekonał cały świat, że choć on sam nie osiągnał niczego spektakularnego w życiu, będzie wiedział, jak pokierować karierą Britney. A przede wszystkim - przy milczącej aprobacie - odebrał jej prawo do macierzyństwa. I choć trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że przecież i tak nie jest najgorzej, bo nie wypalił jej szkarłatnej litery na policzku, to w przypadku tej historii sarkazm jest zupełnie nie na miejscu. Show, w jakim teraz bierze udział artystka, jest bowiem jednym z najsmutniejszych dowodów na to, że w Ameryce, kwestia niewolnictwa nie została jeszcze rozwiązana. (PAP Life)
moc/