- Tomsk to miasto wielkości Wrocławia, ośrodek uniwersytecki. Parafia katolicka w Tomsku, obejmująca cały obwód tomski, jest terytorialnie nieco większa od Polski. Na tym terenie mieszka blisko 1,7 mln ludzi, z czego 2 tys. stanowią katolicy. Na trzy Msze Św. niedzielne w naszej parafii przychodzi 300-350 osób, co jak na warunki syberyjskie jest ogromną liczbą. Prowadzimy jedyną w Rosji szkołę katolicką, która obejmuje klasy 1-11, czyli od małych dzieci do matury – opowiadał o. Ziółek.
- W Rosji 1 listopada nie jest żadnym świętem. Prawosławni świętują inaczej i kiedy indziej - ich święto jest ruchome, związane z Wielkanocą, to tzw. rodzicielska niedziela. Najczęściej jadą wówczas na groby rodziców. 1 listopada to zwykły dzień. Parę dni temu pojechaliśmy do supermarketu, żeby kupić znicze. Kupiliśmy 15 sztuk, zrobionych w Polsce – przeczytałem metkę, i to były wszystkie, które znajdowały się w tym dużym sklepie – mówił jezuita.
- Jeśli chodzi o naszą parafię, to „na cmentarz” idziemy 2 listopada. Mówię „na cmentarz”, bo po rewolucji, gdy zamknięto w Tomsku kościół, gdy prześladowano wierzących, a katolików w szczególności, cmentarz najpierw zamknięto, a potem, jeszcze za Stalina, nakazano go zburzyć, zaorać. Tam teraz jest wielka arteria miejska, tzw. Irkucki Trakt, a na środku dawnego cmentarza stoi korpus kadecki, szkoła wojskowa. Jedynym śladem postawionym przez wspólnotę Polaków, katolików, jest symboliczna mogiła, taka płyta nagrobna. Właśnie tam chodzimy 2 listopada po Mszy Św. i odprawiamy to wszystko, co w Polsce znamy jako procesję na cmentarzu. Przy naszym kościele jest też symboliczna mogiła wszystkich księży, którzy pracowali tu od powstania parafii w 1815 r. W tym miejscu też stawiamy znicze, tu też się modlimy – opowiadał o. Ziółek.
Zapytaliśmy, czy katolicy w Rosji, parafianie z tomskiego kościoła, odwiedzają w tych dniach groby swych bliskich. - W Rosji odległości są kilkutysięczne, samoloty ze względów cenowych dla wielu ludzi są nieosiągalne, zaś podróż pociągiem zajmuje kilka dni. Nikt nie ma tyle urlopu, by dotrzeć na groby swych najbliższych. Trzeba pamiętać, że Syberia to prawdziwe multi-kulti. Przodkowie wielu parafian pochodzą z terenu całego dawnego Związku Radzieckiego – dbał o to car, a potem Stalin, który realizując plan mieszania nacji, robił to bardzo skutecznie. Wciąż na Syberii jest to bardzo widoczne – mówił proboszcz tomskiej parafii.
Ziemia rosyjska, szczególnie Syberia, kojarzy się z setkami, tysiącami ofiar. Czy są one upamiętnione? - W Tomsku jest całe osiedle, takie komunistyczne blokowisko, które jest zbudowane na masowych grobach, bo tam były masowe egzekucje w czasach Wielkiego Terroru. Akurat o tym wiemy, bo jest to w centrum miasta. Ogromna większość obozów, gułagów została jednak opuszczona, zarasta drzewami, tajgą i tyle. W większości nie ma takiego pragnienia, by coś z tym zrobić, jakoś upamiętnić ofiary. Pragnieniem przeciętnego, młodszego Rosjanina jest, by zamknąć ten rozdział, by przestano im wypominać Związek Radziecki. U starszych pojawia się tęsknota za czasami, gdy „wszyscy nas szanowali, wszyscy się nas bali”, bo „teraz jesteśmy biedni i nikt się z nami nie liczy” – wyjaśniał o. Ziółek.
- Jedyne w całej Rosji muzeum umieszczone w gmachu dawnego więzienia śledczego NKWD znajduje się w Tomsku. Maleńkie, składające się z kilku cel. Przed nim znajduje się skwer pamięci, gdzie stoi pamiątkowy kamień poświęcony ofiarom represji stalinowskich. To jedyne takie miejsce pamięci. W Rosji nie ma takich obelisków, tablic upamiętniających ofiary, do których jesteśmy przyzwyczajeni np. w Warszawie: tu powstańcy polegli tego dnia, a tu była obrona tego, a tu zostało rozstrzelanych tylu ludzi. W Rosji wielu ludzi nie zwraca na to uwagi również dlatego, by bronić się przed dramatem. W czasach Wielkiego Terroru nikt nie wiedział, gdzie został zabity jego ojciec, dziadek. Wielu jest pochowanych w masowych grobach, o których do dziś nikt nie wie. Tu ludzie musieli się bronić, by nie przywiązywać do tego zbyt dużej wagi, bo trudno byłoby znieść niewiedzę – dodał jezuita.