Lesław Adamczyk z BCC stwierdził, że jego organizacja nie miałaby nic przeciwko jednolitej płacy minimalnej, ale pod warunkiem, że nie byłaby ona zbyt wysoka Tymczasem, zdaniem BCC, ostatnio rośnie ona zdecydowanie zbyt szybko. Adamczyk przekonuje, że poradzą sobie duże firmy, ale rodzinne przedsiębiorstwa, w których gros kosztów to koszty pracy, mogą mieć poważne kłopoty. Zdaniem reprezentanta BCC, może to doprowadzić do pustynnienia obszarów gospodarczych.
Innego zdania byli przedstawiciele związkowców. Stwierdzili, że płacę minimalną trzeba po prostu podnieść i na tym poprzestać. Grzegorz Adamczyk z NSZZ Solidarność stwierdził, że geograficzne różnicowanie płacy minimalnej może doprowadzić do wzmocnienia niekorzystnych trendów migracyjnych. Podał przykład powiatu głubczyckiego, gdzie po uruchomieniu dużej firmy w powiecie raciborskim przeniosło się do niej 30 procent pracowników z Głubczyc i okolic.
Sebastian Koćwin z OPZZ przekonywał, że Polacy zarabiają za mało i należy zrobić wszystko, by ich płace podnieść. Wzrost płacy minimalnej jest jedną z metod. Koćwin przypomniał też, że jeszcze premier Tusk obiecywał, że do roku 2013 płaca minimalna osiągnie poziom 50 procent średniej krajowej. Tak się dotąd nie stało.
Piotr Pancześnik z Kongregacji zauważył, że płace to tylko jedna z wielu metod wpływania na sytuację na rynku pracy. W jego ocenie lepszy afekt dałoby się skupienie na obniżaniu wszystkich odpisów podwyższających koszt pracy. Dodał, że ważny jest rynek, na którym konkurują nie tylko pracodawcy, ale także pracownicy.
O kluczowym regulacyjnym znaczeniu rynku mówił także dr Witold Potwora, ekonomista z WSZiA w Opolu. Apelował, by nie psuć tego, co dobrze działa, wprowadzając jakieś dodatkowe i skomplikowane regulacje.