Ursula von der Leyen otrzymała tylko o 9 głosów więcej ponad konieczne minimum, zdobyła 383 głosy. Przypomnijmy, poprzedni przewodniczący KE Jean Claude Juncker otrzymał 422 głosy.
- To było przejście o grubość włosa. Teraz będziemy mogli obserwować wiele grup politycznych, które będą mówiły, że przeszła dzięki ich głosom. Oprócz naszego PiS-u mówi tak węgierski Fidesz, laburzyści, więc chętnych do odbierania tego długu wdzięczności będzie wielu. To jedna z kilku negatywnych konsekwencji tego, że przechodzi się niewielką większością głosów. Nie możemy też sprawdzić kto konkretnie na nią głosował, więc udowodnienie tego jest w zasadzie niemożliwe – powiedział dr Choroś.
Naszego gościa zapytaliśmy też o procedurę przydziału tek komisarzy przez von der Leyen i kto z Polski ma na nie szanse.
- To jest proces dość specyficzny, bo każde państwo zgłasza jednego lub dwóch kandydatów. Szefowa komisji będzie przyporządkowywała pewne propozycje i to się odbywa w formie zakulisowych negocjacji, wiec państwa dostały informację, że np. komisja ma być zbalansowana płciowo, wiec wiadomo że jak ktoś wystawi kandydatkę kobietę to może dostać lepszą tekę, czyli m.in. taką gdzie jest więcej odpowiedzialności i władzy – powiedział politolog UO.
- Ale istotne są kompetencje tych osób - zwrócił uwagę dr Choroś. - Bo prócz przyporządkowania osoby do określonej teki przez przewodniczącą, potem są przesłuchania w PE, kandydat staje przed komisją np. do spraw rolnictwa i te przesłuchania są czasami bardzo ciężkie. Były przypadki gdzie kandydat wykazywał się niezbyt dużymi kompetencjami lub umiejętnościami językowymi, wiec albo kraj wycofywał kandydata albo on sam rezygnował. Kwestia kompetencji jest bardzo istotna - podkreślił dr Choroś.
Politolog Uniwersytetu Opolskiego ocenił też szansę Polaków na otrzymanie tek komisarzy. W mediach pojawiły się bowiem potencjalne kandydatury Jerzego Kwiecińskiego, Konrada Szymańskiego i Jadwigi Emilewicz.